Bałkany

Dzień 23 – Powrót do domu i ostatni nocleg na węgierskiej Słowacji

Po ciepłym wieczorze, który nieco zahaczył o noc, spędzonym w tak miłym towarzystwie, rano wyruszyliśmy w kierunku Słowacji aby tam jeszcze na do widzenia nacieszyć́ się̨ tym co mamy prawie po sąsiedzku czyli urokiem roztaczanym przez Štiavnicè vrchy i Narodny park Nižke Tatry. Droga przez Węgry podobnie jak poprzednio dłużyła się  niemożliwie, więc żeby ją nieco ubarwić́ zdecydowaliśmy, że kawa w Buapeszcie będzie dobrym pomysłem. Zgodnie z tym co postanowiliśmy na początku wyjazdu czyli unikanie tłoku i skupisk uznaliśmy, że tylko „objedziemy” centrum i stare miasto pamiętając jakie tłumy turystów gromadzą̨ kluczowe miejsca. A tym czasem ( nawet mnie to już̇ nie zdziwiło ) Budapeszt pokazał swoje oblicze w pełnej okazałości, pozbawione tłoku, chyba pierwszy raz plac pod budynkiem Parlamentu był niemal pusty. Po leniwym spacerze i średniej jakości obiedzie ( no cóż, turyści, i tak tu nie wrócą… ) ruszyliśmy prosto do granicy Słowackiej aby tego wieczoru wylądować́ w malutkiej mieścinie o nazwie Strekow. Niby trochę̨ już kilometrów od Węgier tym czasem karta w restauracji w języku węgierskim a w telewizji tylko węgierskie stacje, tak więc Debest Kierowca tego wieczoru, po meczu  Barcelony z Bayernem dowiedział się̨, że spalony po węgiersku to ‚égett’ 😊 Spaliśmy w tak niezwykłym i nietypowym miejscu, że sama nazwa Vinyl House już dużo tłumaczy. To domek-staruszek prawdopodobnie po dziadkach właściciela urządzony tak jakby czas się zatrzymał w latach 50-tych ubiegłego wieku, jedynie woda była bieżąca i ciepła, poza tym wyglądało tak, jakby przed chwilą ktoś z niego wyszedł, aby udostępnić gościom. Pełen przedmiotów, obrazków, bibelotów, serwetek i kwiatków, ale przede wszystkim zgodnie z nazwą – płyt winylowych, które można było słuchać do woli, ponieważ sprzęt do tego był również dostępny. Dom składał się ze sporej ilości pomieszczeń, najczęściej przechodnich, każde miało inny charakter i przeznaczenie. Całości dopełniła sypialnia, o której wspominam w ostatnim wpisie – 'Podsumowanie’ oraz w pełni wyposażona lodówka, we wszystkie potrzebne artykuły z cennikiem przypiętym do drzwi.

Stamtąd następnego dnia czekała nas ostatnia prosta wzdłuż̇ zielonych zboczy Szczawnickich Wierchów i Wielkiej Fatry z malowniczymi zamkami lub fortami na szczytach…

Zatem, w równie uroczym jak każdego poprzedniego dnia, otoczeniu dotarliśmy do domu w sobotni wieczór niebotycznie zmęczeni ale szczęśliwi. Ten wyjazd uświadomił nam, że warto mieć́ plany, sięgać́ po ich realizację, zachowując przy tym zdrowy rozsadek oraz sprawdzać na bieżąco informacje tylko z wiarygodnych źródeł. Natomiast z dystansem podchodzić́ do wiadomości podawanych przez media. Z pełną świadomością̨, jak kontrowersyjnie to zabrzmi, stwierdzam, że COVID pośrednio sprawił, że to były niezapomniane wakacje. Na pewno między innymi z tego powodu, że na bieżąco sprawdzaliśmy wszystkie informacje ze strony MSZ o sytuacji w Polsce i w Europie oraz o poszczególnych krajach i obostrzeniach jakie następowały, mieliśmy pełną wiedzę i zgodę na to, iż w każdej chwili może się okazać́, że będziemy musieli drzeć́ ile fabryka dała z powrotem do Polski, by zdążyć́ np. przed zamknięciem granic. Na szczęście nic takiego się̨ nie wydarzyło, udało nam się prawie w całości zrealizować́ nasz plan a to co przeżyliśmy i w jakich okolicznościach może się̨ już̇ nigdy nie powtórzyć́ – mam na myśli spokój, ciszę, wytchnienie i całkowity brak tego z czym wiążą̨ się̨ rejony atrakcyjne turystycznie – tłumy ludzi, jazgot, hałas na każdym kroku, budy z chińszczyzną i dudniące głośniki na każdym metrze deptaku… Było cicho, leniwie, pusto i bardzo spokojnie. Mam wrażenie, że spędziliśmy ten czas dużo bardziej bezpiecznie niż̇ gdziekolwiek indziej, bywały dni, kiedy jedyną osobą, z którą mieliśmy do czynienia był kelner w restauracji czy recepcjonista, który dawał nam klucz do apartamentu. Sami też narzuciliśmy sobie rygor omijania dużych miast i tłoku, wiec np. zwiedzanie Belgradu, Szkodry czy Prisztiny odłożyliśmy na lepszy czas…

A tak wyglądała ostatnia prosta do domu:

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *