Bałkany

Dzień 22 – Segedyn i nieoczekiwane spotkanie

Następny dzień to był już typowy tranzyt bocznymi Serbskimi drogami w kierunku Węgier, a tam wieczorem czekała na nas miła 'spodziewanka’. Okazało się, że w tym samym czasie wracają ze swoich wakacji nasi bardzo dobrzy znajomi i przy odrobinie logistyki jesteśmy w stanie spędzić wspólny wieczór w Segedynie. Wcześniej w jednej z ostatnich Serbskich miejscowości postanowiliśmy zjeść obiad, mając świadomość, że po wjeździe do Węgier może nie być tak łatwo o dobrą kuchnię. No i tym razem również nie było wpadki, mimo, że wybraliśmy przydrożną restauracyjkę w małej miejscowości Senta – Restaurant Papuli. Zarówno pod względem smaku jak i każdym innym – poziom najwyższy. Podróżując po krajach nie tylko bałkańskich dawno już doszliśmy do wniosku, że Unia Europejska i przynależność do niej to bezdyskusyjnie niezliczona ilość korzyści. Natomiast gdyby poszukać mankamentów to z pewnością są nimi regulacje dotyczące jedzenia i jego jakości. Mamy wrażenie, że kraje, w których nie zostały tak rozluźnione zasady produkowania i dopuszczania żywności do rynku mają nadal do zaoferowania produkty najwyższej kategorii, które pachną, smakują i wyglądają tak, że wzrok i węch to pierwsze zmysły, które już dają uczucie sytości, zanim zaczniemy jeść. Zatem wybornie nakarmieni i lekko senni po takim posiłku i panującym upale ruszyliśmy na północ by powoli zbliżać się do końca naszej wyprawy, ale z kilkoma przystankami jeszcze po drodze.

Późnym popołudniem po przyjeździe do Segedynu i zameldowaniu okazało się, że dotarliśmy prawie w tym samym czasie co nasi znajomi, więc udaliśmy się w kierunku starego miasta. Znalezienie miejsca na kolację nie było już taką prostą sprawą, bo mieliśmy głównie pizze lub hamburgery do wyboru. Zdecydowaliśmy się więc na ładnie wyglądające Bistro z niezbyt obfitą kartą dań za to w całkiem obfitych cenach. Niestety, tak jak się spodziewaliśmy stosunek jakości do ceny zrobił się odwrotnie proporcjonalny czyli tak sobie w smaku ale za to słono na rachunku. Nie mniej ciesząc się własnym towarzystwem do późnych godzin nocnych wymienialiśmy się wrażeniami i doświadczeniami oraz jak wygląda obecna sytuacja w poszczególnych miejscach w odniesieniu do pandemii…

Tutaj kilka słów chciałabym poświęcić podróżowaniu na motorze a warunki pogodowe. To nasza pierwsza tak rozległa i długa wyprawa, więc sporo też nas nauczyła. W osobnym wpisie jest informacja co ze sobą zabraliśmy i jak oceniamy poszczególne rzeczy w odniesieniu do ich przeznaczenia. Natomiast wracając do podróży – tego dnia droga dała nam chyba najbardziej w kość pod względem upału i niedogodności. Niemal cały odcinek z Novi Sad do Segedynu prowadzi szosą na otwartej przestrzeni. Na próżno było wypatrywać lasu czy rzeki, wzdłuż której można by pojechać i zaczerpnąć nieco chłodu. Patelnia to adekwatne określenie to jazdy tego dnia – gęsty upał chwilami zwiastujący nadchodzący deszcz więc powietrze nabierało jeszcze większej ciężkości, tak, że nawet muchy zatrzymywały się w locie i rozglądały za odrobiną cienia. Po prawie trzech tygodniach spędzonych w różnych warunkach pierwszy raz jednomyślnie uznaliśmy, że należy się zaopatrzyć w dodatkowe elementy odzieży na upał. Mimo, że motorek, wiaterek i takie tam, to okazało się, że udaru też można dostać, zwłaszcza kiedy jedzie się z prędkością 50km/h i co kilkanaście kilometrów jest wioska a w niej światła. Jak się stoi na skrzyżowaniu – słońce nie świeci mniej – niestety.

Poniżej mapa odcinka, który pokonaliśmy tego dnia:

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *