Barcelona

Barcelona ciąg dalszy, czyli 10 powodów, dla których warto tam pojechać.

Poza architekturą Gaudiego jest też mnóstwo innych powodów, dla których warto pojechać do Barcelony. Poniżej 10 z nich według naszej subiektywnej oceny.

1. Fontanny

Pierwsze pojawiły się w Barcelonie już w średniowieczu i na początku pełniły tylko funkcję użytkową, skąpo zdobione albo w ogóle. Nie mniej na przestrzeni wieków ewoluowały. Z małych kraników, które miały zaopatrywać miasto w wodę pitną dla ludzi i zwierząt aż po monumentalne wodotryski. Te ostatnie stanowią oddzielną atrakcję miasta i można je podziwiać letnimi wieczorami. Jest to już cały spektakl, który łączy w sobie dźwięk, światło i olbrzymie kaskady strzelającej  wody.

Najstarsza z nich to Fontanna Świętej Anny bardzo powściągliwie zdobiona ze względu na swój utylitarny charakter. Nie będę tu pisać o każdej z nich, natomiast warto pokusić się o odnalezienie chociaż niektórych. Czasami miejsce i sytuacja, w których się na nie natkniemy może być zaskakująca jak np. Font de la Casa de l’Ardiaca z XVI w. Znajduje się na dziedzińcu jednego z domów nieopodal Katedry. Mimo, że budynek jest prywatny to każdy z przechodniów ma do niej dostęp. Usadowiona jest wśród bujnej roślinności oraz kolorowych ścian bogato zdobionych kolorowymi płytkami. Co więcej, wysoka kamienica daje przyjemny półcień a kamienne ławki pokryte mozaiką pozwalają na chwilę odpoczynku od upału.

Mniej więcej sto lat młodsza Font de Portaferrissa znajduje się w jednej z bocznych uliczek Las Ramblas nieopodal bramy miasta. Jest już bogato ozdobiona płytkami, które ilustrują życie miasta z tamtego czasu.

Z kolei pierwszej połowie XX wieku ogłoszono konkurs na najciekawsze projekty ożywienia miasta min z zakresu drobnej architektury. Jednym z nich, który na stałe wpisał się w przestrzeń jest Font de la Granota. ( chłopiec w kapeluszu )

Na końcu tej listy jest magiczna Fontanna na Montjuïc u podnóża Palau Nacional. Cztery monumentalne kolumny to nic innego jak cztery pasy z katalońskiej flagi. Podczas wojny domowej i ona nie uniknęła zniszczeń, ale  ponownie odbudowana codziennie w letnie wieczory zaprasza na spektakularne pokazy światło-woda-dźwięk.

2. Modernistyczne kamienice

Barcelona to idealne miasto do długich spacerów i zatopienia się w nim. Centralna część jest raczej płaska, składa się z szerokich promenad pomiędzy ulicami, którymi doskonale można się włóczyć ciesząc cieniem i chłodem platanów. Będąc tam pierwsze dwadzieścia pięć razy zawsze jest tak samo, nie ma szans na nudną spokojną przechadzkę.   Rozdziawiona gęba i przyspieszone bicie serca to tylko te lżejsze objawy jeżeli  choćby z definicji bliskie Ci jest słowo estetyka. Niemal każda kamienica zachwyca fasadą dekorowaną ceramiczną mozaiką, roślinnością oplatającą ją w całości lub wijącą się między oknami, kształtem futryn, cokołami, czy sztukaterią. Do wyboru, co kto woli albo kwiatowe zdobienia albo elementy kute z  żelaza albo bogato dekorowane okna nierzadko z witrażami zamiast szyb, które błyszczą się i mienią w zależności od pory dnia. Raczej ciężko znaleźć ciężkie ociosane bryły budynków. Dominują krzywizny, łuki i miękkie linie co daje wrażenie niesamowitej lekkości, wszystko faluje lub płynie .

Spacer po starej części miasta to coś jakby umrzeć i trafić do modernistycznego raju, a dodatkowym atutem jest to, że będzie trwał bez końca. Barcelona jest jednym z tych miast, w którym tylko wtedy gdy jest to konieczne korzystamy z komunikacji miejskiej. Przemieszczanie się na piechotę jest przyjemnością samą w sobie. Bywało tak, że 25 km tak niepostrzeżenie pykało i tylko zelówki trampków patrzyły na mnie wieczorem z wyrzutem… Najwięcej takich perełek jest w dzielnicy Eixample, ale to wcale nie znaczy, żeby się tylko do niej ograniczyć.

3. Dzielnica Gotycka

To najstarsza część miasta i jeden z ładniejszych jego fragmentów ze starą zabudową. Spacer tam jest o tyle przyjemniejszy, że wysokie strzeliste kamienice i wąskie pasaże dają na dłuższą chwilę odpocząć od upału. W labiryncie uliczek i tajemniczych zaułków najlepiej jest się po prostu zgubić, żeby poczuć historyczną atmosferę miasta. Tu znajduje się chyba najwięcej  budowli, które w  większości  są spuścizną XIII i XIV wieku. Między innymi   jeden z najcenniejszych zabytków architektury  gotyckiej w całej Hiszpanii,  katedra św. Eulalii – słynna La Seu. Dzielnica może sprawiać wrażenie mrocznej i posępnej, ale to tylko pozory –  Barri Gotic nieustannie tętni życiem, mnóstwo tu  klimatycznych kawiarenek, barów i restauracji. Dobrym pomysłem jest właśnie tutaj zakosztowanie prawdziwej katalońskiej kuchni (m.in. „canelones”) w najstarszej barcelońskiej restauracji: Can Culleretes.

4. Muzeum Picassa

W Barcelonie można znaleźć sporo miejsc, nie tylko w muzeum, gdzie artysta pozostawił spuściznę czy ślad po sobie. Poza zbiorem jego prac można też zobaczyć też akademię, w której studiował  czy dom, w którym mieszkał ze swoją rodziną. Przyjechał do Barcelony po ukończeniu 14 roku życia i od tego czasu  bardzo związał się z miastem, a ono ukierunkowało jego twórczość. Mocno zżył się z katalońską bohemą, w swojej ulubionej restauracji Els 4 Gats, w której bywał częstym gościem zaprojektował stronę menu. Restauracja jest czynna do dziś i serwuje dania kuchni katalońskiej. Można więc wybrać się i być może zasiąść przy tym samym stole, przy którym kiedyś bywał, spożywał i prowadził artystyczne dysputy sam mistrz.  

Muzeum zostało otwarte w 1963 roku ale z początku istnienia reżim Generała Franco nie zgodził się na umieszczenie jego nazwiska. W tym czasie nazywało się Collecion Sabartes a  Sabartes był sekretarzem i biografem artysty. Na początku galeria składała się głównie z kolekcji jego obrazów.

Pomimo, iż nie ma tu najważniejszych prac malarza to skupia największą ich ilość i prezentuje przekrój przez wszystkie okresy jego twórczości . Na ekspozycję składa się ponad 4200 obrazów, mieści się w dzielnicy Barri Gotic przy Carrer Montcada 15-23. Poza muzeum na ślady jego dzieł można trafić min. Przy Plaza de la Catedral, gdzie znajduje się fresk na jednej z fasad, jedyny jaki można oglądnąć pod gołym niebem.

Muzeum jest czynne od wtorku do niedzieli od 10.00 do 19.00. W każdy czwartek od 16.00 do 19.00 oraz w pierwszą niedzielę miesiąca wejście jest bezpłatne. Jak w większości tego typu obiektów warto wcześniej zaplanować wizytę i zarezerwować bilety. Bywa, że sprzedaż może kończy się przed zamknięciem muzeum, jeśli wszystkie się wyprzedadzą. Najlepiej kupić je TUTAJ, koszt to 12 € cały bilet a 7€ ulgowy.

Warto też wspomnieć innego wielkim surrealistę związanego z Barceloną. Salwador Dali, również przez pewien czas tam mieszkał i pierwsze jego wystawy odbyły się właśnie w stolicy Katalonii.

Natomiast urodził się i tworzył tu kolejny przedstawiciel tego nurtu Joan Miró. Jest uznany za wizytówkę miasta i tu został też pochowany. Można by spokojnie zaplanować cały jeden dzień, żeby odwiedzić wszystkie miejsca z nim związane. Na ulicach i skwerach wciąż widoczne są przepełnione kolorami i obfitujące w symbole dzieła artysty.

5. Modern Architecture.

Przemierzając Barcelonę wzdłuż i wszerz ( właściwie dosłownie ) nie można pominąć jej dzielnic współczesnych. Również dzisiaj powstają tu budynki najsłynniejszych architektów świata. Układ tego miasta to siatka ułożonych równolegle i prostopadle ulic oraz kwadratowe enklawy kamienic. Przecina ją jedna ukośna ulica, która nawet z nazwy świadczy o jej przebiegu -Avinguda Diagonal.  Jakby ktoś chciał zaburzyć ten porządek nadając miastu odrobinę  szaleństwa. Barcelona jest ogromną aglomeracją miejską gdzie oprócz pięknych budowli historycznych można zachwycić się przykładami architektury najnowszej. Poniżej tylko kilka z nich, jak widać miasto pod względem architektonicznym zachwyca zarówno miłośników historii jak i sztuki dzisiejszej.

Peix (Ryba) to rzeźba zaprojektowana w 1992 roku przez  kanadyjskiego architekta Franka Gehry’ego. Znajduje się u stóp Hotelu Arts, w bezpośrednim sąsiedztwie plaży Barceloneta. Ma 56 metrów długości i 35 metrów wysokości a wykonana jest  z płytek ze stali nierdzewnej, umieszczonych na metalowej konstrukcji. Pomalowane na złoty kolor elementy mienią się w słońcu, sprawiając wrażenie łusek. Tym samym nie można oprzeć się wrażeniu, że mieszkańcy mają swoją złotą rybkę.

Stojący prawie przy samej plaży luksusowy Hotel W, zaprojektował kataloński architekt Ricardo Bofill. Ma kształt żagla, niemal w całości pokryty jest szkłem. Podobnie ja w poprzednim przypadku promienie zachodzącego słońca hipnotyzują odbijając się od szklanej tafli a wieczorem światła z wnętrza tworzą coś na kształt mozaiki.  Początkowo obiekt miał mieć 168 m wysokości, jednak władze Barcelony nie wraziły zgody na taką wysokość. 

Poniżej jeszcze kilka przykładów miejsc i budowli, gdzie dominuje szkło, stal i beton. Naszym zdaniem, nie mniej jak te historyczne urzekają swoją urodą i rozmachem.

6. Plaża i Port

Będąc w stolicy Katalonii, nawet na chwilę prędzej czy później, droga poprowadzi do plaży i portu. Mimo, że na Hiszpańskim wybrzeżu jest  znacznie więcej uroczych miejsc do plażowania to jednak  nie można ominąć największej i najbardziej obleganej w tym mieście –  Barcelonety. Ma ponad 1 km długości i jest doskonałym miejscem do spędzania czasu. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się piękna promenada (Passeig Joan de Borbó ),  przy której jest absolutnie wszystko co potrzebne by aktywnie i miło spędzić czas. Począwszy od barów, restauracji  przez place zabaw, boiska do siatkówki, siłownie i plac dla skatebordzistów po wynajem rowerów czy plażową bibliotekę. Istotne jest też to, że jest bardzo łatwo dostępna środkami komunikacji. Między innymi dojeżdża tam żółta linia metra a od stacji Poblenou lub Llacuna jest oddalona parę minut piechotą.

Idąc bulwarem dochodzimy do Portu Olimpic a właściwie przystani jachtowej. Jest to okolica pełna również eleganckich dyskotek i klubów – jachty cumujące przy nabrzeżu plus atmosfera wokół – pachnie wielkim i mocno bogatym światem. Otaczająca go infrastruktura hotelowa i rozrywkowa  powstały na potrzeby Olimpiady w 1992r. W tym czasie był miejscem rywalizacji regat.

7. Las Arenas

To wielofunkcyjny kompleks rozrywkowy zbudowany na bazie murów zewnętrznych dziewiętnastowiecznej areny. Do lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku zgodnie ze swoim przeznaczeniem głównie służyła walkom byków, ale też koncertom i wiecom politycznym. Otwarta została w czerwcu 1900 roku a ostatnia walka odbyła się tam w 1977. Przez ten cały okres była najważniejszą areną w mieście i kluczowym obiektem. Po tym czasie corrida w Hiszpanii została zakazana a budynek miał pójść pod młotek.  Finalnie został przekształcony w komercyjne centrum handlowe.

Koniecznie trzeba wjechać na dach przeszkloną windą, która wspina się po zewnętrznej ścianie budynku. Tam znajduje się olbrzymi taras wokół kompleksu, który  gwarantuje niezwykły widok aż po horyzont. Z jednej strony jak na dłoni widoczny jest Palau Nacionale z Muzeum Sztuki Katalońskiej a z drugiej rozpościera się panorama miasta i park Joana Miro. Wybierając się na pokaz fontann można odwiedzić centrum późnym wieczorem. Jest wtedy przepięknie oświetlone a rozbłyskująca światłami Barcelona magnetyzuje i urzeka. Dojechać do Las Arenas można czerwoną lub zieloną linią metra.

8. Las Ramblas

Słynna aleja, która wydaje się być celem oraz „must see and must be” każdego turysty. Może i historyczna, może i główny trakt łączący centrum Barcelony z portem, ale dla nas zupełnie przereklamowana i zbędna strata czasu. To coś jak Krupówki w Zakopanem. Janusze z Grażyną uważają, że można się ograniczyć tylko do tego miejsca i uznać miasto za zwiedzone. Cała aleja jest morderczo zatłoczona zarówno w dzień jak i w nocy, obstawiona po obydwu stronach budami z chińszczyzną, kioskami z badziewiem, rozłożonymi ścierkami  best seller’ów z czarnego lądu, którzy specjalnie dla ciebie właśnie przed chwilą własnymi rękami zrobili tą bransoletkę.

Kieszonkowcy krążą jak hieny nad padliną żądni łatwego łupu. Ale nawet jeżeli im się nie uda skroić cię z gotówki to zrobią to z pewnością właściciele okolicznej gastronomii. To, że nawet w barze-kiosku jest drożej niż w niejednej dobrej restauracji jeszcze zrozumiem, cóż główny deptak zobowiązuje i zezwala. Podobnie jak na krakowskim rynku, piwo jest najgorsze ale za to najdroższe.

Owszem, znamy też zasadę funkcjonowania barów i cafeterii w Hiszpanii. Jesz przy barze, lub na zewnątrz, płacisz mniej, jesz wewnątrz przy stoliku – przy rachunku możesz się przewrócić. Natomiast kiedy czekasz aż podgrzeją Ci kanapkę na ciepło, NA WYNOS przy stoliku wewnątrz bo akurat pada to owszem również płacisz za serwis. Więc udało nam się pobić rekord za dwie bułki w wsadem i dwa piwa ( przypominam, na wynos )  zapłacić prawie 50€… miód, malina i orzeszki… Byliśmy, przeszliśmy, wyszliśmy i nigdy już tam nie wrócimy never ever more…  Ale z pewnością takie miejsca mają wielu amatorów, dlatego też wspominamy tu o nim.

Z kolei jedną z  wspominanych i zachwalanych pozycji  w przewodnikach jest Muzeum erotyki przy Las Ramblas.  Dorośli już jesteśmy, więc nas wpuszczą zatem postanowiliśmy sprawdzić co też może kryć w sobie jakże przewrotna nazwa. Wszak muzeum raczej  kojarzy się z czymś starym co już przeminęło. Ale ok, może się dowiemy jak to drzewiej się robiło…Wydawało by się, że będzie smacznie, z naciskiem na pikantnie, frywolnie z nutką pieprzu i ekscytacji.  

Niestety już wejście obnaża to miejsce, które okazuje się tylko chwytliwą nazwą żeby zwabić wakacyjnego turystę. Zasadniczo, jest trochę jak w burdeliku kategorii ‘B’ dużo czerwonego koloru w postaci kotar, zasłonek i żarówek, mroku i lekko stęchłego zapachu. Dodam, że kurzu jest mniej więcej tyle samo co czerwonego. Są miniaturowe laleczki posklepiane w kombinacje z kamasutry oraz gumowe panie z tworzywa twardości kalosza. Za to ten zdziwiony wyraz twarzy, tak szeroko paszczy nie otwiera nawet koń… Kiedy przechodzimy do pokoju uciech z XIX w jest już tylko gorzej. Trochę to przypomina sceny z „Ziemi Obiecanej” Wajdy a sala z udziałem pejczy i różnych zabawek nierozerwalnie kojarzy się z gabinetem ginekologicznym jakieś dwa stulecia wstecz albo wnętrzem kuźni.

Szkoda, że najbardziej wdzięczna z całości jest tylko nazwa i ewentualne wyobrażenie tego miejsca. Za to sklepik z gadżetami, zupełnie już współczesnymi doprowadził nas do łez ze śmiechu. Taki bonusik na do widzenia w postaci fioletowego fallusa czy różowej waginki.

9. La Boqueria

Ten słynny targ w Barcelonie z pewnością jest wart uwagi. Już od samego patrzenia i zapachów można dostać zawrotu głowy. Owszem zgodzę się jest nieco skomercjalizowany, zbyt kolorowy, trochę plastikowy i mocno odbiega od wyobrażenia prawdziwego targowiska. Jeżeli idąc tam oczyma wyobraźni widzisz świeże produkty prosto od lokalnych wytwórców, dopiero co zerwane owoce i zebrane warzywa a w powietrzu unoszący się zapach przypraw, pieprzu z Espelette i oliwy, to nic z tego. Ale trudno się dziwić, to jest miejsce dedykowane przede wszystkim turystom. Mimo, że znajduje się niemal w sąsiedztwie Las Ramblas, w dalszym ciągu zachwyca i uruchamia wszystkie zmysły. Od witryn z wołową polędwicą, całą gamą garmażerii, wędlin i wyrobów z mięsa ( wegetarian najmocniej przepraszam ) przez pachnące sery, butelki z najprzedniejszą oliwą po jędrne krewetki i pysznie wyglądające ryby. Wzrok i nos w tym samym czasie podają impuls do mózgu i po sekundzie następuje spory ślinotok.

Za to na miejscu można kupić miniaturowe porcje wszystkiego od krewetek czy serów, przez chorizo, czy inne wędliny, owoce, również te z morza, sery, oliwki na słodyczach skończywszy. Wszystko jest podawane w bardzo gustownych mikro torebeczkach. Jednego dnia można w taki sposób zafundować sobie lunch, bo mnóstwo tam pysznych lokalnych specjałów i z pewnością  nawet głodomór wyjdzie stamtąd syty i zadowolony… natomiast z małym drenażem kieszeni. Nie jest to najtańsza rozrywka kulinarna, oczywiście mocno zależy od apetytu, ale warto sobie na to pozwolić. Wyborne  smaki  Katalonii plus atmosfera miejsca i ten gwar jarmarczny – naszym zdaniem pozycja obowiązkowa. 

10. Kuchnia i jedzenie

Kontynuując wątek z poprzedniego punktu płynnie przechodzimy do tematu, którego będąc w Barcelonie, pominąć absolutnie nie można – czyli jedzenie. Owoce morza, tapas i wino to tylko mały wycinek tego co oferuje to miasto kulinarnie. Próba choćby częściowego zagłębienia się w kuchnię katalońską i tego co ma do zaoferowania skutkowałaby z pewnością powrotem do domu w dresie co najmniej trzy rozmiary większym i dopłacie do miejsca w samolocie ze względu na nadwagę. Czarna paellia ( arrós negre ), escudella ( lokalna zupa z mięsa i warzyw ) czy podawany rozdzielnie gulasz kataloński ( escudella carn d’olla ) muszą poczekać do następnego razu. Ilekroć jesteśmy w mieście portowym zawsze prędzej czy później na naszych talerzach lądują owoce morza. Tym razem chcieliśmy to połączyć z innymi smakami, więc oczywiście skoro w Barcelonie to tylko ‘tapas’ .

Po krótkim poszukiwaniu trafiliśmy do baru, który okazał się dla nas więcej niż rajem w tym temacie. Zyliard malutkich talerzyków, na których kelner przynosi, to co zamawiasz, albo wybierzesz z witryny albo polecą Ci goście z sąsiedniego stolika, bo właśnie kończą jeść i to mieli dobre. Z kolei na tych talerzykach może znaleźć się wszystko, krewetki, kalmary, rybki  nie wiem na ile sposobów, pasty z homara na mikro grzankach, kulki mięsne, ziemniaczane bomby nadziewane dorszem,  ziemniaczane bomby nie nadziewane dorszem za to smażone w tłuszczu, grillowane bakłażany czy papryka, świeże warzywa, oliwki we wszystkich kolorach i rozmiarach, wszelkie odmiany kiełbasek i serów… nie wymieniłam nawet połowy, ale na samo wspomnienie mam ślinotok. 

Do tego oczywiście pieczywo i oliwa w ilościach nielimitowanych…no i wino, w ilościach już nieco limitowanych, chociaż nie jest trudno ten limit przekroczyć bo równie pyszne i odpowiednie do posiłku. Niby malutko, tylko na ząb, niby tylko przekąski, ale wstyd się przyznać, za każdym razem nie było szans, żeby stamtąd wyjść. Wytaczaliśmy się jak bąki, zastanawiając czy już widać nowo nabyte opony i boczki.

Warto też zauważyć, że to nie są miejsca wykwintne, raczej nie nadają się na oświadczynową kolację. Przaśne i gwarne z obsługą typu: „no i jak tam, smakowało”? zamiast „ę i ą, dupę trę deską” z bardzo przyjazną atmosferą i swobodnym podejściem do sanepidu… Mucha lata – pac ją ścierką…  Dodam, że w większości przypadków musieliśmy czekać i to czasami niemałą chwilę na wolne miejsce. Bezdyskusyjnie tego typu posiłek polecamy w Bar Jai – Ca. Innego wieczoru jedliśmy w Can Maño i obydwa te miejsca rekomendujemy z czystym sumieniem. Wyborne jedzenie, klimat zarówno w jednym jak i drugim miejscu bezcenny. A jeżeli już przy cenach, to przyznam, że jak na warunki Barcelony i strefę euro – baaardzo przystępne.

Śniadania i rytułał z nimi związany to kolejna historia. Będąc tak krótko nawet nie próbowaliśmy się oswajać z hiszpańskim rytmem dnia. Zatem śniadania, jak to na wakacjach trafiały nam się późnym przedpołudniem lub też w samo wspomniane. Hiszpańskie bary i bistra to idealne rozwiązanie. Rano często można tam kupić świeże pieczywo, napić się oczywiście niebiańskiej kawy, czy też soku z pomarańczy i zjeść całkiem syte śniadanie składające się z tosta, czy kanapki, czy jajek, czy kiełbasek z fasolą, czy wszystkiego razem. Generalnie wszystko świeże, pachnące i smaczne a na dodatek w kwocie 4-6 €. Nic tylko kosztować i cieszyć się życiem a te same miejsca w porze lunchu oferują dania obiadowe. Mówiąc krótko, Barcelona karmi pysznie…

Bonus czyli Fiesta

Znowu kolejny punkt nawiązuje do poprzedniego, czyli Fiesta a więc zabawa. Nie mam zamiaru pisać tu jak wyglądają dyskoteki hiszpańskie czy  bary do rana, ponieważ w takich miejscach nie bywamy. Poza tym na całym świecie wyglądają tak samo. Natomiast tradycyjna fiesta hiszpańska związana jest jakąś postacią czy wydarzeniem religijnym. Cały rytuał  wiąże się z wyniesieniem na ulice posągu świętego, za którym idzie cała procesja. Dodatkowo towarzyszą temu atrakcje takie jak wata cukrowa, stragany z wszystkim i niczym, ale najważniejsze jest bycie razem i spędzanie czasu.

Z kolei fiesta we współczesnym, wielkomiejskim  świecie ma nieco inny wymiar i oznacza  spontaniczną zabawę samą w sobie po prostu. Poniżej zamieszczam kilka filmików jak to się ma w Barcelonie. Na przykład kilka knajpek umawia się, zamykają ulicę i jest impreza…ale jaka. Albo jakaś formacja tańcząca swinga ma ochotę się tym podzielić ze światem i anektuje plac na imprezę. Lub też siedząc w knajpce podczas kolacji spotyka Cię czyjaś rocznica tak właśnie się to odbywa… a to wszystko w ciągu pięciu dni, kiedy tam byliśmy.

Zatem jeżeli lubisz kolory i kształty, dobrą kuchnię, wino, spacery przez miasto i zabawę – pokochasz Barcelonę – to pewne.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *