Europa,  Włochy

S jak Sycylia i S jak Sylwester, czyli plaża, słońce, wino i powitanie Nowego Roku.

W tym roku, uznaliśmy, że plaża, słonce i wino to najlepszy pomysł na powitanie Nowego Roku. Po średnio świątecznym klimacie w kwestii pogody, który jak ostatnimi czasy często bywa, zafundował nam kupę bożonarodzeniowego błota  i deszczu. Uznaliśmy, że zamiast na próżno oczekiwać śniegu, szczypiącego mrozu i słonecznych igiełek skrzących się na stoku. Postanowiliśmy powitać nowy rok na skąpanej słońcem Sycylii. Szampan na plaży, włoska kuchnia i 10 godzin słońca to był nasz pomysł na Sylwestrowy tydzień. Tanie linie pomogły w tej decyzji oferując przeloty w niedorzecznie atrakcyjnej cenie, więc podjęcie jej zajęło nam mniej niż chwilę. Co prawda trochę nerwów przysporzyły nam zmieniające się co chwilę obostrzenia covidowe. Ale po zgłębieniu tematu i zaopatrzeniu we wszystkie certyfikaty rozpoczęliśmy naszą podróż.

Kilka słów wstępu

Sycylia to największa włoska wyspa, oddzielona  od kontynentalnej części Cieśniną Messyńską. Otoczona przez Morze Jońskie, Morze Tyrreńskie oraz Morze Śródziemne. Jest właściwie regionem autonomicznym i posiada własną stolicę – Palermo. Czaruje różnorodnym krajobrazem, gdzie jest miejsce na wysokie góry, szerokie doliny i szmaragdowe morze. Ciepło tu niemal przez cały rok a takich pomidorów, winogron i pomarańczy nie ma nigdzie na świecie.

Jej historia ma niewiele wspólnego z  Włochami kontynentalnymi. Przez wieki kształtowana była przez Greków, Rzymian, Arabów, Francuzów i Hiszpanów. Dlatego też wyspa zgrabnie umie łączyć odrębne plemiona i nacje, religie Wschodu i Zachodu czy style architektoniczne. To spadek jaki pozostał  jej po wszystkich, którzy żeglowali przez Morze Śródziemne.  Widoczne jest to na każdym kroku w różnorodności świątyń, teatrów czy pałaców. Dialekt sycylijski również pełen jest naleciałości i akcentu innych języków. Może właśnie z tego względu, nigdy nie było tu rasizmu, bo kolorowe twarze i odmienność etniczna to sycylijska normalność.  

Inna jest nawet tutejsza kuchnia – bardziej pikantna. Dominują ryby i warzywa ale często w bardzo wdzięcznych kombinacjach z tutejszymi pomarańczami i oliwkami.

W gruncie rzeczy Sycylia mogłaby być oddzielnym państwem. Zróżnicowanie krajobrazów jest tu o wiele większe niż w innych, czasem znacznie większych od całych Włoch krajach. Piaszczyste plaże i skaliste wybrzeże, urwiska porośnięte drzewami cytrusowymi i niekończące się gaje oliwne — to typowo sycylijskie widoki, które rozciągały się  i cieszyły oczy podczas naszych podróży w ciągu tych kilku dni.

Cztery miasta w cztery dni plus Sylwester

Mając do dyspozycji 5 dni pobytu postanowiliśmy wykorzystać każdą godzinę i zaplanowaliśmy odwiedzenie najważniejszych miejsc na wschodnim wybrzeżu wyspy. Z tego względu, na bazę noclegową wybraliśmy Katanie – jest niemal w połowie drogi między Mesyną a Syracuse. Co do sposobu przemieszczania się padł wybór na kolej.

Pierwszego dnia, po przylocie uznaliśmy, że resztę dnia zostaniemy na miejscu. Od razu po wyjściu z samolotu to co dostarcza gigantycznej dawki dopaminy to pełne słońce i temperatura ok 18-20 st. Mając na względzie, że dwie godziny wcześniej żegnał nas prawie 10 stopniowy mróz i przenikliwy wiatr, poczuliśmy niemal radość na granicy euforii i potężny zastrzyk energii. Potem już tylko było lepiej. Przedpołudniowa kawa w kawiarnianym ogródku wśród zieleni przy ciepłym podmuchu lekkiego wiaterku była zwiastunem rozkosznej maniany jaką sobie zaplanowaliśmy.

Katania

Katania – miasto kwitnących cytryn i pomarańczy. Powstała ponad 2700 lat temu a ślady dawnych kultur są tu widoczne do dnia dzisiejszego.

Obecnie to drugie co do wielkości pod względem liczby mieszkańców, miasto na Sycylii z populacją  ponad 315 tysięcy osób. Natomiast patrząc na zajmowaną przez Katanię powierzchnię – 180 kilometrów kwadratowych, jest największym miastem na wyspie. Tu powstała też pierwsza sycylijska uczelnia wyższa – uniwersytet, który w dużym stopniu przyczynił się o do jego rozkwitu. Stało się jednym z najważniejszych ośrodków kulturalnych i politycznych w całych Włoszech.

W 1669 roku okolice Katanii zniszczył wybuch Etny, jednak tylko w niewielkim stopniu w porównaniu z tym co wydarzyło się w 1693 roku. Wtedy to miało miejsce potężne trzęsienie ziemi, które spowodowało ogrom zniszczeń. Z czasem  miasto odbudowano w przemyślany sposób. Dzięki temu dzisiaj możemy zobaczyć tu wiele wspaniałych zabytków a najważniejsze z nich leżą w najstarszej części.

Spacerując po centrum nie sposób oprzeć się urokowi i rozmachowi, z jakim budowane były miejsca sakralne, teatry czy kamienice. Właściwie gdyby nie wszechobecny bałagan, zaniedbanie i fakt, że większość budowli jest w opłakanym stanie to niemal każda kamieniczka czy budynek są perełkami architektury. Pomimo, że nie jesteśmy miłośnikami kościołów to tutaj wręcz odwrotnie, chętnie zaglądaliśmy do wnętrz aby z przyjemnością chłonąć atmosferę miejsca i niejednokrotnie przekonać się z jakim kunsztem i smakiem zestawiona jest prostota wnętrza z bogatymi zdobieniami. Dla mnie włoskie kościoły najbardziej oddają ducha religijności.

Katedra św. Agaty

Znajduje się przy Piazza del Duomo, przepiękna, barokowa katedra św. Agaty odrestaurowana w XVII wieku, częściowo wybudowana jest ze skały wulkanicznej. Przed jej wejściem stoją granitowe kolumny z  rzymskiego amfiteatru w Katanii, ozdobione marmurowymi rzeźbami patronki i św. Eupliusza. Wnętrze równie wyniosłe i monumentalne, otoczone jest bogato zdobionymi kaplicami. To właśnie tu znajdują się wszystkie relikwie świętej, noszone podczas procesji ku jej czci. Wtedy miasto staje się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Na ten czas mafia ‘zawiesza’ swoją działalność. A więcej na ten temat przeczytacie w akapicie poświęconym właśnie tejże organizacji i jej funkcjonowaniu.

Fontanna dell’Elefante

Kolejną atrakcją na placu del Duomo, której przeoczyć nie można jest symbol miasta – fontanna z kamienną figurą słonia wyrzeźbioną w bazalcie oraz krzyżem na jej szczycie. Zaprojektował ją włoski architekt Giovanni Battista Vaccarini, ten sam, który odpowiedzialny był za przebudowę wyżej wspomnianej już katedry św. Agaty.  Stoi tam od 1736 roku, a słoń nie przez przypadek znalazł się w tym miejscu i stał jego znakiem rozpoznawczym. Badania archeologiczne udowodniły, że na terenie Sycylii żyła niegdyś wielka populacja słoni karłowatych. Figury słoni można spotkać również na innych placach i w nieco bardziej współczesnym wydaniu.

W zaułku placu tuż obok wejścia na targ znajduje się jeszcze jedna, mniej okazała ale równie ładna fontanna Fuente del Amenano. Nazwa pochodzi od rzeki, która płynie w tym miejscu pod ziemią.

Pozostając nadal w temacie fontann, kolejną najbardziej spektakularną i chyba najpiękniejszą jest  La fontana del Ratto di Proserpina. Przedstawia uprowadzenie Persefony przez Hadesa. Według mitów, miało ono miejsce właśnie na Sycylii. Znajduje się nieopodal dworca kolejowego Catania Centrale.

Via Etnea

To szczególnie w okresie świąteczno-noworocznym bajecznie oświetlona arteria miejska z widokiem na Etnę. Jedna z ważniejszych ulic zabytkowego centrum Katanii. Budynki  tu wzniesione zostały zbudowane w stylu sycylijskiego baroku a na długości 3 kilometrów  mieści się siedem kościołów. Podczas naszego pobytu, dodatkowo, poza kolorowymi iluminacjami uroku dodawały co jakiś czas poustawiane na placach i w przecznicach stoiska z lokalnymi wyrobami czy dekoracjami. Do niektórych droga wiodła po czerwonym dywanie…

Teatro Massimo Bellini

Zbudowany według projektu mediolańskiego architekta Carlo Sada, w hołdzie dla miejscowego kompozytora Vincenzo Belliniego został otwarty w 1890 roku. Rozmowy o teatrze publicznym w Katanii rozpoczęły się już w XVIII wieku, w ferworze odbudowy po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło miasto w 1693 roku. Ale dopiero w 1812 r. położono pierwszy kamień. Jednak, po obiecującym rozpoczęciu, prace przerwano z powodu braku środków finansowych. Inauguracja nastąpiła w 1890 roku. Od ponad stu lat jest siłą napędową życia muzycznego Katanii. Na jego deskach prezentowane były i są praktycznie wszystkie arcydzieła teatru muzycznego, od Mozarta do Wagnera, a także dzieła współczesne. Na scenie występowały i nadal występują największe nazwiska włoskiej opery i nie tylko jak Maria Callas, Luciano Pavarotti czy Placido Domingo.

Adres: Via Giuseppe Perrotta, 12, 95131, Katania

Zamek Ursino

Ważnym zabytkiem w Katanii jest Zamek Ursino na planie prostokąta z dziedzińcem pośrodku. Został zbudowany w XIII wieku i przetrwał wszystkie dotychczasowe kataklizmy, które niszczyły jego okolice. Z założenia był częścią dużego projektu fortyfikacyjnego rozpoczętego na wschodniej Sycylii przez Fryderyka II. Kształt Zamku odzwierciedla  zasady architektury tamtego czasu – podwójny kwadratowy obwód z dużym wewnętrznym dziedzińcem pośrodku. Idealnie regularna i symetryczna struktura, zaznaczona czterema wieżami narożnymi i czterema wieżami środkowymi, z których dwie nadal istnieją.

O jego solidnym wykonaniu  świadczy fakt, że jest to jedna z nielicznych budowli, która bez większego szwanku przetrwała wspominane już wcześniej trzęsienie ziemi w 1693 roku.  Przez wieki był siedzibą licznych królów, później parlamentu. Następnie zamieniono go w więzienie ( do dzisiejszego dnia na dziedzińcu nadal widoczne są graffiti więźniów ). Potem przez jakiś czas pełnił również funkcję koszarów.  W 1932 roku zamek został wykupiony przez miasto i odrestaurowany. Urządzono w nim muzeum sztuki, które działa do dziś.

Adres: Piazza Federico di Svevia, 95121, Katania

Brama Garibaldiego

Czyli Porta Garibaldi pierwotnie zbudowana jako  Porta Ferdinanda, to łuk triumfalny, wzniesiony w 1768 roku. Znajduje się na końcu Via Giuseppe Garibaldi,  jest dziełem m.in. architekta Stefana Ittara. W pierwszym projekcie wybudowano go na pamiątkę ślubu króla Sycylii Ferdynanda I Burbona, ale po zjednoczeniu Włoch otrzymał nazwę Garibaldiego. Widoczny jest już z oddali ze względu na ciekawą konstrukcję wypełnioną naprzemiennie pasami białego marmuru i wulkanicznej skały.

Adres: Piazza Palestro, 95122, Katania

Targ                                                               

Chyba najbardziej autentyczne targowisko na jakim byłam. Nie ma tam czystych straganików z równo poukładanymi owocami czy rybami i skorupiakami w szklanych witrynach ‘pod turystę’. Wszystko jest w plastikowych pojemnikach czy drewnianych skrzyniach, wszystko świeże, a część przyszłych, wykwintnych dań jeszcze się rusza.

 Żywiołowi Sycylijczycy pokrzykują co chwila, komplementują każdego kto przechodzi zapraszając do zakupów. Nikt się nie bawi w przesadną kurtuazję. Sprzedawca z papierosem w ustach zgrabnie jednym ruchem odkraja wybrany kawałek ryby czy ładuje krewetki. Waga jest tylko urządzeniem poglądowym, bo widząc już oczekiwany kilogram z uśmiechem dokłada dorodną pomarańczę czy małże, tyle ile akurat mieści się w dłoni.

 Nikt nie zwraca przesadnej uwagi na sanepid i higienę bo wszystko jest tak świeże, że nie zdąży się zepsuć bo dawno już będzie zjedzone. Poza zapachem świeżych ryb i owoców morza, unosi się aromat mocnej i słodkiej kawy pitej nieustannie przez rybaków. Hałas, nawoływanie, odgłos tasaków i głośne rozmowy wypełniają całą przestrzeń niekończących się rzędów stoisk.

Z kolei stragany wprawiają w osłupienie od kolorów i zapachu owoców czy warzyw z tymi najbardziej egzotycznymi włącznie.

 Kolejnym zaskoczeniem są ceny, kilogram owoców kosztuje ok 1-1,5 €, a tych bardziej wyszukanych jakieś 2-3 €. Natomiast świeżutkie krewety tygrysie wielkości polskiej makreli to wydatek rzędu 15€ za kilogram, ale za tą cenę w siatce jest sporo więcej. Aleja z serami też przyprawia o zawrót głowy i nosa, a cena za niezły kawał pecorino czy provolone to zaledwie kilka euro… Nic tylko jeść, pić i nie umierać…

Kuchnia

Czyli po włosku cucina – już samo brzmienie tego słowa zawiera w sobie coś smakowitego i intrygującego. Podobnie się mają smaki Sycylii. Nie bez przyczyny powyższy akapit był wprowadzeniem do tego co można zjeść czy nawet przyrządzić samemu w tej części włoskiego buta.

Włosi cenią swój czas wolny, ale prawdziwą czcią otaczają codzienne przyjemności związane z jedzeniem. Kuchnia spełnia tutaj tę samą funkcję, co pogoda w Wielkiej Brytanii lub indeks Dow Jones w USA – czyli podstawową i niezmiernie ważną.  Jest doskonałym tematem do niezobowiązujących rozmów oraz pozwala uniknąć zagrożeń związanych z tematami politycznymi, sportowymi lub religijnymi. Chyba, że  przedmiotem sporu staje się wyższość boczku nieuwędzonego (pancetta dolce) nad wędzonym (pancetta affumicata) czy też przepis mamusi na najlepsze bolognese.

Pierwsza potrawa od której Włosi zasłynęli to danie składającego się z ciasta „nie grubszego niż cal”, bez żadnych dodatków poza aromatyczną passatą, które nazywali pizzą. Przecież włoskie ‘pomo d’oro’ to nic innego jak złote jabłko. Aby spróbować tej najlepszej w Katanii wybraliśmy się do Al Vicolo Pizza&Vino. Czytałam gdzieś, że może jest najpopularniejsza, ale nie znaczy, że robią najlepszą pizzę. Absolutnie dementuję tą opinię. Sam fakt, że pęka w szwach o każdej porze dnia od otwarcia a wieczorem trzeba odstać w niemałej kolejce mówi za siebie. Pizza jaką podają, dla nas jest z gatunku idealnych. Cieniutkie, miękkie ciasto, sos pomidorowy najprzedniejszej jakości i jeden, góra dwa dodatki robią rolę. Pizza „Via crociferi” z ‘mozzarela di buffala’ i bazylią urwała… no wszyscy wiedzą co urwała.

Spróbowaliśmy też ichniej ‘białej pizzy’ ( pizza bianche ), ale bez pomidorów na cieście to nie jest to…Co nas zaskoczyło w samej restauracji to brak wina w karafkach, ale szklanka przedniego domowego za 2 € zrekompensowała zdziwienie.

Natomiast mniej przyjemnym zjawiskiem jest włoskie coperto, czyli dodatek do rachunku za tzw. nakrycie stołu. Jaka jest reguła związana z jego występowaniem i wysokością – nie doszliśmy do tego. Są restauracje gdzie doliczają i to słono a są takie gdzie symbolicznie albo wcale. Tutaj do kwoty ok 35€ dołożyli nam 9€. Czy to dużo i jaki to procent – oceńcie sami.

Innego wieczoru postanowiliśmy poszukać lokalnych przysmaków w postaci przystawek, żeby można było spróbować dużo różnych, w małych ilościach. Poszukując odpowiedniego miejsca trafiliśmy do Vermut – Enoteca Salumeria Vermouth Bar. Oprócz tego, że można tu napić się pysznego wermutu , domowego wina lub piwa to przede wszystkim podają pierdylion różnych drobnych przystaweczek, na które składają się wędliny, sery, warzywa i chleb podawane we wszelkich możliwych kombinacjach. Na zimno, na ciepło, wędzone lub surowe, wszystko łączone ze wszystkim lub solo. Na domiar tego ilości są tak małe, że można zamówić 10 porcji na osobę i nawzajem  dzielić tym co podano. Cenowo od 2 do 6 € w zależności od potrawy. Dodatkowo, miłym zaskoczeniem, jest fakt, że większość jest serwowana na zwykłym papierze – nie dość, że pysznie to jeszcze ekologicznie… Zdjęcia poniżej nie oddają wszystkiego, bo zanim uruchomiłam aparat moja połówka zdążyła zjeść prawie połówkę.

W sylwestrowy wieczór uznaliśmy, że plan jaki mamy to kolacja w apartamencie i powitanie nowego roku w jednej z ulicznych knajpek. Mieliśmy do dyspozycji w pełni wyposażoną kuchnię, spaliśmy TUTAJ miejsce jest całkiem czyste i przyjemne, typowa sycylijska zabudowa, blisko centrum. Więc rano co rusz popędziliśmy na targ po wspomniane już wcześniej tygrysie krewetki w rozmiarze makreli, świeży czosnek i pietruszkę. Tuż obok w piekarni dwie świeże bagietki…Smak i zapach ostatnich chwil starego roku nie jest do opisania, ale polecam każdemu takie doznania. Sylwester, świece i wino stanowiły tylko drugi plan. A nowy rok tym razem przywitaliśmy w cienkich kurteczkach przy dźwiękach włoskich ‘canzoni’ w przed knajpianym ogródku. Ech Sycylio…

Kontynuując temat kulinarnych doświadczeń nie można pominąć sycylijskiego ‘arancini’. To nic innego jak lokalny ‘hunger killer’ czyli morderca głodu i to dużego. Nazwa pochodzi od włoskiego ‘arancia’ co znaczy pomarańcza. Składa się głównie z ryżu i nadzienia, jest idealnie chrupiące i miękkie w środku a rozmiarem przypomina średnią sycylijską pomarańczę. Nadzieniem może być wszystko – mielone mięso, warzywa, ryby, sery – co podpowie kulinarna wyobraźnia albo zostało z obiadu…Jedno jest pewne ta kula zabija głód na długie godziny.

Pisząc o kulinarnych przeżyciach nie sposób pominąć słodyczy. A na Sycylii koniecznie trzeba spróbować ‘canoli’.  Są to kruche rurki smażone w głębokim tłuszczu ze słodkim, kremowym nadzieniem najczęściej z  serka ricotta. Do masy dodawane są  posiekane orzechy, kandyzowane owoce, czekolada w wiórkach, skórka cytrynowa i przyprawy, często cynamon lub chili. Ciasto,  idealnie kruche z ‚bąbelkami’  wypełnione jest gładką masą i posypane cukrem pudrem, czekoladą wymieszaną z pistacjami lub nie posypane w ogóle. Smakują doskonale, zwłaszcza w towarzystwie espresso.

To tylko kilka doświadczeń kulinarnych jakie udało nam się zaliczyć podczas tego pobytu. Celowo pomijam zakupy w lokalnych sklepach i piekarniach, śniadania i przypadkowe przekąski z jeszcze bardziej przypadkowych barów. Fakt jest taki, że nawet w dworcowej kawiarni dostaliśmy idealną kawę i smaczne świeże bułeczki nadziewane zarówno słodko jak i całkiem ostro i serowo. Cóż , nie sposób nie zgodzić się z tym, że włoskie jedzenie potrafi doskonale ukoić smutek, podły nastrój czy nawet frustrację. Jeden z bohaterów wielokrotnie nagradzanej włoskiej komedii „Tacy byliśmy zakochani” nazwał spaghetti „największym pocieszeniem we wszystkich smutkach, skuteczniejszym nawet niż miłość”…

Sycylia Komunikacja

Nie bez przyczyny pojawia się tu temat przemieszczania, zarówno po Katanii jak i wschodnim wybrzeżu Sycylii. Jako, że do dyspozycji mieliśmy tylko kilka dni a każde z nas jest miłośnikiem kuchni i wina to postanowiliśmy porzucić myśl o wynajmie samochodu i wykorzystać dostępne środki komunikacji.

Z lotniska do centrum jest niespełna 5 kilometrów, więc na upartego godzina spaceru. Ale droga nie jest zbyt przyjemna, chwilami dwupasmowa bez chodników więc ten sposób dotarcia do miasta odpada. Kursują za to autobusy, taksówki i auta z wypożyczalni, także dojazd jest całkiem łatwy. Dowozi zarówno linia miejska, nr 528 i 534 jak i ekspresowa – ALIBUS . Różnica w czasie nie jest zbyt duża, bo ok 10 minut ale w cenie owszem. Autobus miejski kosztuje 1 € a Alibus 4€, ale za to bilet jest ważny przez kolejne 90 minut na wszystkich liniach miejskich. Jeżeli ktoś ma więcej przesiadek to wtedy ma sens. Alibus kursuje od 05.00 do 24.00 a bilet można kupić u kierowcy lub w specjalnych kioskach. Z kolei przystanek autobusu miejskiego jest oddalony o jakieś 300 m od terminala, a bilet można kupić w kiosku na lotnisku.

Taksówka to koszt rzędu 16-30 € w zależności od punktu w centrum, więc jak kto woli to można w ten sposób.

Do wszystkich miejscowości, które zaplanowaliśmy zobaczyć podczas tego krótkiego pobytu dojeżdża pociąg, więc stał się naszym głównym środkiem transportu. Biorąc pod uwagę standard włoskich kolei, punktualność i koszt – stał się środkiem idealnym. Jest czyściutko, trasy wiodą albo wzdłuż wybrzeża albo przez małe miasteczka przeplatane gajami cytrusowymi. W wagonach często bywają automaty z napojami czy przekąskami a konduktor porozumiewa się płynnie po angielsku. Dokładając  do tego fakt, że większość dworców kolejowych jest w centrum lub blisko, dalej nie muszę udowadniać dlaczego uznaliśmy kolej za wybór idealny.

Plaża w Katanii

To nie była najpiękniejsza plaża jaką widzieliśmy. Nie była nawet ładna. Mimo swojego naturalnego piękna – jest niesamowicie szeroka z szaro złotawym piaskiem i pełna muszelek. Niestety pora roku odkryła jej wszystkie niedostatki. Przede wszystkim bardzo brudna i zaśmiecona. Zarówno tym co wyrzuca morze na brzeg, co akurat o tej porze roku jest zrozumiałe, to również tym co człowiek na plażę przynosi ale nie koniecznie zabiera z powrotem. Puszki, plastikowe butelki, stare ręczniki, setki niedopałków. Do tego połamane fotele, których nikt nie sprzątnął po sezonie. A w oddali obnażone ze wszelkich ozdób i kamuflażu ogromne drewniane baraki, które latem pełnią funkcję wesołych i głośnych ‘beach barów’. Raczej przygnębiający to był widok, ale zrekompensowany przez cudowne słońce, lekką bryzę i ujmujący widok na Etnę.

Plaża jest nieco oddalona od centrum ale dystans nie jest zbyt duży. Więc w jedną stronę postanowiliśmy pójść piechotą. Było to doświadczenie z gatunku ekstremalnych. Żeby nie iść wzdłuż głównej drogi, tam gdzie jedzie autobus, moja połówka opracowała drogę uliczkami, między domami. Tym samym trafiliśmy do dzielnicy, którą gdyby określać mianem ‘slumsy’ zabrzmiałoby prawie luksusowo. Okropnie zaniedbane budynki, umorusane dzieci biegające po ulicach, czasami niekompletnie ubrane, stojący w bramach ‘uomini’ z puszką lub butelką w ręce i śmieci walające się wszędzie.

Mocno marszowym krokiem a chwilami kurcgalopkiem podążaliśmy w stronę wybrzeża licząc na to, że nikt z tubylców ‘nie zapyta o godzinę’ bardziej interesując się tym ile mamy gotówki przy sobie i co w torbie. Przez praktycznie całą drogę nic nie wskazywało na to, żebyśmy zbliżali się  do, bądź co bądź, plaży miejskiej. Dopiero po przejściu przez ogromne skrzyżowanie, bez przejścia dla pieszych weszliśmy na coś co pewnie latem jest promenadą. Drogę powrotną bez mrugnięcia okiem pokonaliśmy autobusem miejskim. I basta.

Mimo czasami niezbyt estetycznych doświadczeń, bo jak się okazuje nie bez powodu mówi się, że poniżej Neapolu największym obecnie problemem dla Włochów są śmieci. Katanię zachowamy w pamięci jako miasto rosnących na każdym kroku cytryn i pomarańczy. W cieniu wielkiej Etny, która nie tylko wyznacza swym majestatem kontury miasta, ale wręcz pozostaje z nim w nierozerwalnym związku. Skąpana jest w zieleni, otoczona morzem i ozdobiona pozostałościami po wybuchu Etny, Katania jest naprawdę pięknym i wartym zobaczenia miejscem.

Syrakuzy

To miasto położone nad uroczą zatoką z bogatą historią. Początki sięgają okresu kiedy Ateny rywalizowały z Kartaginą. Założone zostało w 733 roku p.n.e. przez greckich Dorów z Koryntu jako jedna z ich kolonii zwana Siracusa. Z początku osada zajmowała jedynie przybrzeżną wysepkę Ortygię. Z czasem, po zbudowaniu kamiennej grobli zaczęła rozrastać się także na lądzie. Bardzo szybko stała się jednym z największych i najbogatszych miast Sycylii.

Tutaj też urodził się Archimedes, który, według jednej z legend, prawo dotyczące ciał zanurzonych w wodzie odkrył podczas kąpieli.  Podobno kiedy zrozumiał zależność między masą i wypornością wyskoczył z wanny i całkiem golutki biegał po ulicach krzycząc „Eureka” co znaczy ‘znalazłem’. Z kolei podczas oblężenia Syrakuz przez Rzymian odkrył osobliwy sposób podpalania rzymskich okrętów. Używał do tego luster i szkieł, za pomocą których skupiał i odbijał promienie słoneczne wprost na drewniane konstrukcje statków.  Zabity został przez rzymskiego żołnierza ponieważ zamiast uciekać z miasta z zapałem oddawał się wyjaśnianiem zagadnień matematycznych.

Najstarsza część Syrakuz leży na przybrzeżnej wysepce Ortigia, która ze stałym lądem połączona jest szerokim mostem Ponte Nuovo. Zaraz po wejściu, na środku Piazza Pancali leży mały ogrodzony barierkami park a w nim pozostałości po Tempio di Apollo. To zaledwie szczątki kolumn i ściany po okazałej kiedyś pierwszej świątyni na Sycylii. Jej rodowód sięga ok 570 r. p.n.e.

Skręcając w lewo, w via del Mercato natychmiast wraz z lekkim wiaterkiem od morza można poczuć charakterystyczny zapach świeżych ryb i serów, które codziennie sprzedawane są na antycznym mini targu w Ortigia

Cała wyspa nie jest duża, wystarczy kilka godzin spaceru by obejść wszystkie interesujące miejsca i pospacerować wąskimi uliczkami.

Z pewnością najwięcej atrakcyjnych budowli skupionych jest, podobnie jak w Katanii przy Piazza del Duomo. To najładniejszy zakątek wyspy i raj dla miłośników architektury. Na każdej ścianie placu wznoszą się okazałe budowle, wśród których niewątpliwie wyróżnia się Katedra Tempio di Atena. Dwanaście kolumn ze zdobionymi gzymsami osadzone w murze obronnym robią naprawdę wrażenie.  

Dochodząc do centrum placu od razu rzuca się w oczy wyrastająca w dostojnej bieli Katedra Santa Maria delle Colonne, zbudowana na podwalinach antycznej świątyni Ateny. Do środka, by napawać się starożytnym dziełem połączonym z barokowym stylem, zapraszają dwa olbrzymie posągi Piotra i Pawła.

Piazza del Duomo tego dnia skąpany w słońcu i niezbyt zatłoczony prezentował biel kamienia i zapraszał do obcowania z pozostałymi perełkami jak  muzeum monet (podobno te  Syrakuz uważane są za jedne z najpiękniejszych na świecie) , pałac arcybiskupów czy zabytkowy ratusz.

Wchodząc w głąb wyspy, ukazują się te prawdziwe Włochy, takie z pocztówek czy folderów biur podróży. Wąziutkie uliczki, małe domki z balkonami, pełne kwiatów. No i oczywiście sznury prania, porozwieszane między oknami a do tego migający między budynkami i  wyłaniający  się  w oddali błękit morza.

Krążąc tymi zaułkami, czasami tak wąskimi, iż trudno uwierzyć, że to nadal ulica, prędzej czy później dotrzemy do Fonte Aretus. To chyba najbardziej romantyczne miejsce na wyspie, z którym też związana jest legenda. Kiedy piękna nimfa Aretuza kąpała się w rzece Alfejos, bóg rzeki Alpheios zaczął ściągać ją w głębiny chcąc posiąść tylko dla siebie. Aby przed nim uciec wskoczyła do morza na Peloponezie  i wypłynęła tuż obok wyspy Ortigia. Wtedy Bogini Artemida zamieniła nękaną nimfę w źródło słodkiej wody i pozostała na wyspie już na zawsze. Dzisiaj to porośnięta papirusem fontanna wokół której pływają ryby i kaczki. Niegdyś słynęła z czystej wody, ale obecnie lepiej jej nie próbować.

Idąc dalej morską promenadą dojdziemy do Castello Maniace. Ta ogromna, solidna konstrukcja na planie kwadratu wzniesiona została w XIII wieku. Obecnie mieszą się tam koszary i nie jest dostępna dla zwiedzających.

Plac Archimedesa – wspomniany już wyżej matematyk zasłużenie  doczekał się własnego placu. Majestatyczne XIV i XV wieczne pałacyki wdzięcznie zestawione są  z nowoczesnym stylem kawiarenek, restauracji i małych galerii. Na samym środku usytuowana jest niezwykła i pełna maestrii fontanna z posągiem Artemidy.

Spacerując po Ortigia nie sposób nie zaglądnąć do Porto Grande  – ruchliwego i głównego portu w mieście. Poza swoim handlowo-rybackim przeznaczeniem  tam również cumują jachty i łodzie, których nie powstydzą się najbardziej ekskluzywne porty Europy i nie tylko.

Wspomnienie starożytnej kultury widoczne jest tu na każdym kroku. Z  kolei mnogość  architektury barokowej jest dowodem na to jak wielkie zniszczenie pozostały po trzęsieniu ziemi i w jakim stopniu miasto wymagało odbudowy. Gdzie nie pójdziemy, gdzie nie zajrzymy, deptamy śladami starożytnych Greków  i Rzymian, lub też znacznie młodszych od nich architektów z XVII i XVIII w .

Bez wątpienia przyjazd do Syrakuz i spędzone tu kilka godzin  rozbudza wyobraźnię i jest trochę  jak podróż w czasie do bardzo odległej przeszłości.  Uroku  dodała niesamowita aura – wyraźny błękit nieba zlewał się z szaro turkusowym odcieniem morza. W ciągu dnia miasto rozświetlał blask słońca, które równie dumnie dawało ciepło a u jego schyłku pożegnało się z nami złoto-czerwonym zachodem za linię horyzontu.

Mesyna

Płynąc promem od strony kontynentalnych Włoch widać ją jako pierwszą i często też nazywana jest bramą Sycylii. Miasto położone jest na zboczu wzgórza ponad portem. Nękana wieloma katastrofami, nie tylko wspomnianym już wcześniej trzęsieniem ziemi, ale też epidemiami dżumy czy cholery nie prezentuje się tak okazale jak pozostałe miasta z tej strony wybrzeża. Jak w większości miejsc i tutaj  zachwycają przede wszystkim kościoły i pałace. Nie ma ich zbyt wiele, ale za to te, które można zobaczyć są bardzo osobliwe i ciekawe, na przykład Katedra Duomo

Współcześnie  jest całkowitą rekonstrukcją średniowiecznej świątyni. Największe widowisko można oglądnąć w południe, kiedy zegar wybija godzinę dwunastą. Chwilę potem zaczyna się spektakl z udziałem figur i muzyki. Czterometrowy lew ryczy, porusza głową i ogonem po czym obraca, trzymaną między łapami flagę. Następnie równie gigantyczny  kogut porusza trzy razy głową i macha skrzydłami. Po jego bokach znajdują się figury dwóch kobiet – Diny i Clarenzy – bohaterek miasta, które z kolei co piętnaście minut uderzają w dzwony, dając znać, że minął kolejny kwadrans. Na ścianie bocznej umieszczony jest  podobno największy zegar astronomiczny na świecie.

Podobno tutaj też zdarza się niespotykane i oryginalne zjawisko jakim jest Mesyńska Fatamorgana. Bierze się z  nietypowego położenia miasta pomiędzy dwoma morzami, nad cieśniną mesyńską. To właśnie powoduje dość niezwykłe zawirowania pogodowe. Pomiędzy dwoma wybrzeżami Kalabrią i Sycylią zdarzają się  czasami gorące i bezwietrzne dni. Wtedy skłębione masy niemal wiszą nad miastem, co tworzy wyjątkowe zjawisko mirażu. Zniekształcone gorącym upałem budynki wraz z poruszającymi się ludźmi odbijają się w morzu i w powietrzu, tworząc obrazy, które ciągle się zmieniają.  To zjawisko do złudzenia przypomina fatamorganę podobną do tej na pustyni.

Spacerując szerokimi ulicami można napotkać wiele interesujących budowli i obiektów. Niestety tego dnia, kiedy tam przyjechaliśmy, ulice były wyludnione a wszystko pozamykane, ponieważ było to pierwsze przedpołudnie nowego roku. W dodatku pogoda przypomniała nam, że jest środek zimy i najbardziej wysunięte na północ miasto przywitało nas zachmurzonym niebem, przenikliwym chłodnym wiatrem i mżawką. Nie tego chcieliśmy, więc mocno pobieżnie przebiegliśmy głównymi ulicami, w ostatniej chwili przed sjestą zdążyliśmy wypić kawę. Wczesnym popołudniem siedzieliśmy już w pociągu do Taorminy

Taormina

To najpiękniejsze miasto które odwiedziliśmy, wznosi się nad turkusowym morzem i nazywane jest ‘balkonem z widokiem na Etnę’. Położona jest wysoko na wzgórzu Monte Tauro, w cieniu którego połyskują tafle dwóch zatok. O wielu lat na swoje miejsce do życia wybierają je magnaci i artyści z całego świata. W przeszłości bywała inspiracją dla wybitnych postaci jak Goethe czy angielski powieściopisarz  D.H. Lawrence. Do dzisiaj zachowała wiele z uroku charakterystycznego dla małych włoskich wiosek. Przy zamkniętej dla ruchu głównej ulicy wznoszą się liczne pałace z czasów od XV do XIX wieku, bogato zdobione kamienice oraz liczne w nich kawiarenki, restauracje i sklepiki. Jak już wspomniałam wcześniej,  przyjechaliśmy  pociągiem, sam budynek dworca doskonale wprowadził nas w to co zobaczyliśmy później. 

To miasto jest jak bombonierka albo jubilerskie pudełeczko z kosztownościami. Migocące tysiącem pojedynczych światełek lub całych iluminacji kamienice i pasaże dodatkowo wzmacniały wyjątkowość i ekskluzywność tego miejsca. Spacerowaliśmy w noworoczne popołudnie, wśród luksusowo wyglądających Włoszek i panów podających ramię podczas przechadzki,  jak z rozkładówek ‘Vogua’. Błysk spinek w mankietach, idealnie skrojonych płaszczy wypolerowanych butów i kapeluszy powodował, że czułam się jak na planie „Diabeł ubiera się u Prady”. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum pomieszany z czekoladą lub kawą serwowaną w mijanych kawiarenkach.

Niestety samo centrum pochłonęło nam tyle czasu, że nie zdążyliśmy dość do starożytnego amfiteatru Teatro Greco, zanim się ściemniło. Podobno jest tego wart. Przede wszystkim za sprawą widoku, jaki rozpościera się pomiędzy wyłomem w tylnej ścianie na panoramę Taorminy i Etnę.

Mafia

Czyli ‘camorra’ lub z greckiego ( oznaczającego męstwo i cnotę ) ‘ndrangheta’

Będąc na Sycylii nie sposób pominąć milczeniem zjawiska, które jest jego  kolebką, od pokoleń trawi i spowija to miejsce. Dzisiaj nie stanowi zagrożenia dla przyjezdnych i właściwie mało prawdopodobne, aby przeciętny turysta w ogóle zauważył jakiekolwiek ślady jej działalności. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Czasami dzieją się rzeczy, które tylko z pozoru mogą wydawać się przypadkową kradzieżą czy nadużyciem.

Jak powszechnie wiadomo Sycylia uważana jest za miejsce narodzin i serce jej istnienia. Powołana do życia została z potrzeby konspiracyjnej obrony przed ingerencją obcych czyli państwa i jego regulacji. Dla Sycylijczyka wierność rodzinie jest ponad wszystko, każda inna wspólnota ma mniejsze znaczenie, zatem przynależność do struktur państwa również. Najlepiej, jak potrafi, zadba o własny dom i ogród, lecz nie przyjmuje do wiadomości, co to dobro wspólne. Nie zamiecie podwórka, jeżeli nie należy wyłącznie do niego. A jak ktoś mu to nakaże, odwróci się plecami albo uda, że nie usłyszał. Zaciśnie zęby ze złości, burknie coś pod nosem i tyle. Nadal nie zamiecie.

Sycylijski mężczyzna jest bardzo gorący i porywczy, żyje emocjami i kieruje się sercem. Ponad wszystko przedkłada tradycję i spuściznę, nie lubi zmian, ceni stałość i przewidywalność. Sycylijskie poczucie honoru okazuje się stokroć bardziej wrażliwe niż gdziekolwiek indziej.

Zatem, aby bronić tych wartości na przestrzeni lat powstawały klany. Rosły w siłę, gromadziły dobra oraz instrumenty i narzędzia do wywierania wpływu na wszelkie organy czy instytucje, które mogły by zagrozić bezpiecznemu funkcjonowaniu rodziny według własnych zasad.

Familismo amorale  czyli ‘amoralna rodzinność’ to coś, co jest wartością nadrzędną. Nie ma wspólnoty ważniejszej niż rodzina – nie ma, nie było i nie będzie. Władza, niech sobie pochodzi z demokratycznych wyborów. Jest zawsze obca i chce tego, czego nie wolno jej chcieć – ingerencji i narzucania innych zasad niż te hołdowane przez rodzinę.

Honor i szacunek są rozumiane nieco inaczej niż postrzega je większość. Mężczyzna jest uomo d’onore czyli postępuje według obowiązującego kodeksu a jego podstawą jest: odwaga, spryt, okrucieństwo, przemoc i oszustwo. Mężczyzna honorowy nigdy się nie zawaha by postąpić zgodnie z tymi regułami.

Pomaga w tym kolejna reguła czyli omerta – ‘przysięga milczenia’. To wszechobecny obowiązek dotrzymywania tajemnicy, który obowiązuje absolutnie wszystkich, którzy, niekoniecznie z własnej woli weszli z mafią w jakiś kontakt. Dla przykładu w 1988 roku nieopodal Neapolu doszło do starcia dwóch rywalizujących klanów. W kilka minut po trwającej przeszło pół godziny strzelaninie przyjechała policja. Podczas usuwania ciał z ulicy, w mieszkaniu kamienicy, przed którą miało miejsce całe zajście otworzyło się okno. Mężczyzna by uprzedzić policyjne pytania rzucił wprost:” Co tu się wydarzyło? Dlaczego jest tyle Policji”?. Wiedział dobrze, że nie należy być świadkiem.

Przez lata funkcjonowania, z czasem  mafia i familismo amorale stały się ważnym partnerem możnych i wpływowych oraz władzy regionalnej i centralnej Sycylii. W dużym stopniu przejęła kontrolę fabryk, portów i administracji. Umościła się też w Kościele, trzymała w garści lokalnych polityków. Wszyscy niewygodni czy zbyt dociekliwi kończyli na cmentarzu. I tak na przestrzeni lat ukształtowała się  współpraca państwa z nielegalną organizacją.

Może nie tak widowiskowo ale nadal zgrabnie funkcjonuje do dnia dzisiejszego. W Katanii korzystając z miejskiego parkingu, zwyczajowo, obok opłaty miejskiej, trzeba dać również jedno euro kręcącym się wokół wyrostkom. Inaczej nie przypilnują auta, czyli wiadomo, prawdopodobieństwo szkody czy zarysowania wzrasta jakieś pięćset procent. Tak jest również w innych miastach Europy. Ale tu w Katanii łebki zbierające groszowy haracz mają nad sobą swojego bossa, boss też ma bossa i tak dalej . Biorąc pod uwagę, że to kilkusettysięczne miasto, najwyższy z bossów dostaje taki zarobek, po który warto się schylić.

Ponad siedemdziesiąt procent sklepów w Katanii, od eleganckich salonów po osiedlowe warzywniaki, płaci pizzo, nieoficjalny podatek dla równoległego, podziemnego państwa. Opłaca się targ rybny i wszystkie inne targowiska, port, większość restauracji, kawiarni i barów. Opłacają się też czarnoskórzy sprzedawcy skórzanych bransoletek. Wszystko to jest raptem ułamkiem zysków mafii, ale liczy się każdy grosz.

Raz w roku w Katanii, również za sprawą mafii, nastaje czas pokoju i spokoju. Nikt, za żadne pieniądze i z niczyjego polecenia, nie może wtedy zabijać ani okradać. Co świadczy o tym, że także dyplomowane bandziory wiedzą, iż złodziejstwo i zabijanie to zło. Przez trzy dni około miliona ludzi, wiernych i niewiernych, czci na ulicach patronkę miasta, świętą Agatę. Przez Katanię ciągną procesje niosące posąg świętej, jadą karoce, a w nich burmistrz i najzacniejsi obywatele. Pątnicy noszą białe tuniki i czarne czapeczki. Śpiewają siostry zakonne, a ich twarze rozświetlają świece, które gubią wosk na kamiennych ulicach, po których potem ślizgają się pielgrzymi.

W tych dniach obowiązuje kategoryczny rozkaz wszystkich katańskich capo. Miasto wypełnione milionowym tłumem ma być spokojne, wolne od jakiejkolwiek przemocy. Nad porządkiem czuwa policja, ale też chyba skuteczniejsi, żołnierze katańskich rodzin. W tym czasie można zostawić portfel na stoliku kawiarni i nikt go nie zwinie. Nikogo też nie pobiją, nie trzeba dopłacać początkującym gangsterom za miejskie parkingi. Jeśli ktoś wyciągnie rękę po nieswoją własność, po święcie ręka zostanie mu odjęta. Lichwiarz nie ściga dłużników. Zabójca, który popełniłby zbrodnię, gdy Katania procesjami wielbi nieugiętą dziewicę, nie przeżyje kolejnego tygodnia. Jeśli ktoś poślizgnie się na wosku i złamie rękę, najwięksi rozbójnicy w geście współczucia odniosą go do szpitala i przypilnują, by miał jak najlepszą opiekę.

Ot i taka to ‘pomoc i współpraca’ mafii z lokalnymi władzami od stuleci już kwitnie. Mimo wielu daremnych jak do tej pory prób unicestwienia nadal ma się dobrze i nie da się jej zlikwidować. Przypuszczalnie dopiero całkowita transformacja polityczna, społeczna i gospodarcza mogłaby mieć wpływ na jej powolne unicestwienie.

W całkiem radosnym ciepłym i słonecznym nastroju minęła nam pierwsza wizyta na barwnej Sycylii. Powitanie nowego roku w lekkim sweterku poprzedzone wizytą na plaży bardzo nam się spodobało. Wiele na to wskazuje, że jeszcze nie jeden raz pójdziemy tym tropem. Zdecydowanie przyjemniej jest uczestniczyć w ulicznej zabawie bez nadęcia i zadęcia. Również bez wyśrubowanych finansowo do granic przyzwoitości balów czy imprez sylwestrowych w naszym rodzimym kraju. Można najzwyczajniej w świecie umówić się ze znajomymi na miłą kolację. Wybrać przyjemne miejsce z szeregu otwartych restauracji czy barów, założyć trochę cekin czy brokatu i w takiej atmosferze świętować nadejście kolejnego roku. Nam się to bardzo spodobało… Co więc na przyszły rok? Może Hiszpania, może Portugalia? Zobaczymy co przyniesie ten nowo powitany i jak będzie się kończył…

2 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *