Bałkany

Dzień 18 – 20 Mokra Gora, Park Narodowy Tary…

Oraz jak E. Kusturica przeniósł nas w swoją surrealistyczną rzeczywistość.

Rano, zasileni działającą jak dawka prądu, kawą ruszyliśmy w kierunku Zlatiboru, aby tam znowu osiąść na kilka dni i objechać Park Narodowy Tary, Mokrą Górę i Drvengrad, po drodze zaliczając jeszcze wzgórze Golija… Kolejny raz naszym oczom ukazał się taki pejzaż, że oddać jego urok słowami potrafiłby tylko H. Sienkiewicz w swoich ‚opisach przyrody’. Jedno jest pewne, to jakie obrazy potrafi malować natura i jak wdzięczyć się ukazując swoje piękno – lepiej nie słów a oczu używać… wiec jak co dzień pełni wrażeń i cud-widoków dotarliśmy do apartamentu… Pomyślałam, że ta emocjonująca i wyczerpująca cześć naszej wyprawy chyba za nami a teraz pozostanie już tylko koić emocje i wyciszać karmiąc się zielenią drzew, błękitem rzek, przejrzystością nieba oraz równie obłędną kuchnią srebską. Tu nawet w totalnie turystycznym barze lub przydrożnym zajeździe wszystko ma taki smak i taką jakość, że klękajcie narody. Zatem w ramach kojenia nerwów następny punkt to Tara i jej Park…

Zgodnie z planem ulokowaliśmy się nieopodal zielonego cypla na mapie, na którym znajduje się ‚Nacionalni Park Tara’, Mokra Gora i Drvengrad – sądząc, że w jeden dzień oblecimy wszystko. No i kolejny raz natura zagrała nam na nosie z jednej strony mamiąc swoim urokiem a z drugiej nakazała z pokorą podchodzić do odległości i ukształtowania dróg. Już wcześniej pisałam, że raczej nie podejmuję się opisywania przyrody – to trzeba po prostu zobaczyć, poczuć zapach, ogarnąć wzrokiem bezmiar pejzażu i dać się ponieść wrażeniu wolności jaką daje taka przestrzeń. Zdjęcia są tylko namiastką tego co widza oczy ale chociaż trochę oddają piękno tych miejsc. Poza tym z osobliwości, które udało mi się dostrzec to góry mają włosy a czasami nawet fryzury a zasada wyrastania drzew jest chyba taka, że tam gdzie kozy zostawiły swoje  bobki rosną najlepiej.

Po orgii krajobrazowej postanowiliśmy zafundować sobie rozrywkę z gatunku „powrót do lat dziecięcych” czyli podróż kolejką wąskotorową z Mokrej Gory do Šargan Vitasi i z powrotem. Malutkie wagoniki ciągnięte przez spalinową ciuchcię wiją się po zboczach góry tak, że trasa wygląda jak motek splątanej włóczki, natomiast rozstaw torów jest w rozmiarze buta koszykarza z NBA. Wrażenie jakbyśmy wsiedli do dziecięcej kolejki elektrycznej, która spod stołu zakręca, jedzie po dywanie wzdłuż stacyjek zbudowanych z klocków, do kuchni a przed drzwiami do salonu kończy bieg. Zabawa przednia…

Stacja kolejowa, a właściwie kolejkowa w Mokrej Gorze położona jest zaledwie 2 km od  Drvengrad. Ani to wieś ani osada, właściwie plan filmowy stworzony na potrzeby scenariusza filmu Emira Kusturicy „Życie jest cudem”. Obecnie oderwana od realiów samowystarczalna wioska –  z kościółkiem, hotelem i galeriami. Położona pomiędzy górami niedaleko granicy z Bośnią – z widokami na doliny, a w tle domy malowane w kolorowe wzory, położone przy uliczkach z nazwami pochodzącymi od nazwisk ludzi filmu i nie tylko. Wrażenie mocno surrealistyczne, podkręcone bałkańskim folklorem – ale takie właśnie założenie miał reżyser – ma być dziwnie, trochę sielsko, trochę śmiesznie i upiornie zarazem…

Tym samym kończymy powoli cześć zasadniczą naszej podróży a powoli wkraczamy na drogę powrotną. Ale zdecydowanie nie będą to autostrady i szybkie przeloty. Wzdłuż rzek i górskich pasm będziemy kierować się na północ Serbii aby zakosztować nieco miejskiego życia i spędzić chwilę w Novym Sadzie…

Poniżej jak dojechaliśmy do Zlatibor oraz gdzie krążyliśmy przez kolejne dni.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *