Islandia

Złoty Krąg Islandii i Reykjavik – największe atrakcje ale i frustracje



Złoty Krąg – najpiękniejsze atrakcje i… największe rozczarowanie


Ten dzień paradoksalnie należał do najmniej przyjemnych i irytujących mimo, że w planie mieliśmy największe i najbardziej spektakularne zjawiska Islandii. Jednak zbliżając się coraz bardziej do „złotego kręgu” robiło się coraz tłoczniej. Wielkie autokary wypełnione turystami, mijające samochody a kilka razy trafił się nawet zator na drodze. Przez cały tydzień zdążyłam się przyzwyczaić do ciszy, spokoju, izolacji i pustki. Ta turystyczna rzeczywistość tym bardziej okazywała się nieznośna. Brak miejsc na parkingu, przepychanie i pokrzykiwania kierowców, mnóstwo rozkojarzonych ludzi i dzieci biegających z nudów. 

Jednak szaleństwem byłoby odpuścić najbardziej niesamowite i widowiskowe pokazy natury wiec płynęliśmy z tą rzeką ludzi, tęskniąc za dotychczasową ciszą i spokojem. 

Gullfoss – spektakl jakich mało

To ten najbardziej znany i z pewnością najbardziej spektakularny wodospad na Islandii. Myślę też to największy jaki do tej pory największy jaki widziałam. W tłumaczeniu ‚Złoty Wodospad’ swoja nazwę zawdzięcza złotym refleksom jakie tworzy światło odbijające się od wody oraz mgle, która unosi sie na kaskadami. Składa sie z dwóch progów z czego pierwszy ma 11 metrów a drugi aż 21. Kończy się głębokim na 32 metry wąwozem do którego woda spada z takim hukiem, że własnych myśli nie słychać. Jego potęga poraża i przeraża rozmiarem, siłą i pięknem zjawiska. 

Co ciekawe, Gullfoss mógł przestać istnieć a już na pewno być niedostępny dla zwiedzających. Były plany, żeby w  tym miejscu wybudować elektrownię wodną. Ocaliła go determinacja córki właściciela terenu, która długo protestowała przeciwko realizacji tego projektu a w kluczowym momencie zagroziła, że rzuci sie do rzeki. 

Miejsce jest bardzo dobrze oznaczone i kilka kilometrów wcześniej są już znaki informujące o tym jak jechać. Parking jest bezpłatny a na miejscu znajduje się pełna infrastruktura turystyczna, sklepy z pamiątkami i islandzką odzieżą, restauracja, kawiarnia, toalety… oraz tłumy jak na Krupówkach w szczycie sezonu. 

Brúarhlöðmniej znany, bardziej spokojny

Kolejnym cudem Islandii, zaplanowanym na ten dzień był Brúarhlöð, wyrzeźbiony przez wodę kanion i seria skalnych basenów o turkusowo-mlecznej wodzie. Rzeka Hvítá przeciska się tu przez fantazyjne, porowate skały o rzeźbiarskich kształtach, tworząc wąskie gardła, głębokie szczeliny i miniaturowe wodospady. Kolor wody jest typowy dla rzek lodowcowych, kontrastuje z szarością i brązem skał, tworząc spektakularny widok. To jedno z tych miejsc, które nie są tak widowiskowe jak Gullfoss, ale urzekają formą i naturalną harmonią. Jest tu surowo, cicho i spokojnie. Nie ma tłumów, nie ma barier — tylko rzeka, skały i wiatr.

Znajduje się ok. 5 km na południe od Geysiru, przy drodze 35 (zaraz za mostem na Hvítá). Tamtejszy parking jest mały, przy drodze, bez opłat. Nie ma toalet ani kawiarni, ale do Geysiru i Gullfoss jest bardzo blisko. Podczas zwiedzania trzeba zachować ostrożność ponieważ skały bywają śliskie, a niektóre zejścia są strome.

Strokkur Geyser – pokaz ognia i pary

To kolejna ‚gwiazda’ wśród Islandzkich atrakcji. Strokkur to aktywny i najbardziej widowiskowy strumień gorącej wody jaki strzela na tej wyspie. Przy okazji jeden z niewielu na świecie, który wybucha regularnie co kilka minut. Aż trudno uwierzyć, ale bez względu na porę roku słup wystrzeliwujący w górę na wysokość 20-30 metrów ma temperaturę blisko 90 stopni. Niemal wrzątek. Zanim eksploduje na powierzchni tworzy się niebieska, wypukła bańka, która najpierw kołysze sie na boki,  po czym  pęka zmieniając się w fontannę kipiącej wody.  Do tego świdrujący nozdrza zapach siarki, który unosi się wszędzie a wulkaniczną energię tego miejsca czuć nawet pod stopami.  

Tuż obok znajduje nieczynny, albo powiedzmy kapryśny starszy brat „Geysir”. Dzisiaj wybucha bardzo rzadko, może milczeć tygodniami, miesiącami a nawet latami. Ale jak już strzela to nawet do 80 m. Natomiast kiedy był bardziej aktywny, na początku XX w potrafił wyrzucić wodę do wysokości 120 m i był uznawany za najwyższy gejzer na świecie. Wszystkie oczka wodne, bulgocące błota i źródełka ograniczone są linami a tabliczki informują o temperaturze wody. Zdecydowanie nie są to miejsca do kąpieli, większość z nich ma ponad 80 st. Celsjusza. 

Kerið Crater Trail – ognista misa z turkusowym okiem


Wulkaniczny krater, głęboki na 55 m a szeroki na 170 m. We wnętrzu znajduje się jezioro o zielono turkusowej barwie. Otaczają je czerwono brunatne ściany skalne z widoczną warstwą popiołu i lawy.  Ma około 3 tysięcy lat i w przeciwieństwie to innych, powstał przez zapadnięcie się magmy a nie przez eksplozję. Całość tworzy kosmiczny krajobraz, głownie ze względu na kolorystykę. Okalające skały wyglądają jakby były ze świeżo wypalonej cegły a zimna tafla jeziora łypie na niebiesko jak oko jakiegoś stwora. 

Krater znajduje się niedaleko miejscowości Selfoss, przy drodze nr 35. Trzeba zapłacić za wstęp, ponieważ znajduje się na terenie prywatnym, natomiast parking jest bezpłatny. 

Ucieczka od tłumuSeljavallalaug

Zaliczywszy niemal jak japońscy turyści, szybko i hurtowo wszystkie ‚must see’ Islandii zdecydowaliśmy się wrócić do tej pustej i cichej otchłani chociaż na chwilę. Ruszyliśmy więc z powrotem kierunku południowym by znowu słyszeć tylko ciszę.
Jednym z miejsc, które z braku czasu odpuściliśmy był najstarszy na wyspie basen termalny Seljavallalaug. Ukryty w wąskiej dolinie między górami wygląda jakby ktoś go wykuł w skale. Dosłownie, bo jedna ze ścian to jest górskie zbocze. Wygląda mocno futurystycznie w wielu powodów. Woda pochodzi z pobliskiego źródła, ale nie jest najcieplejsza. Nie ma filtrów więc jest naturalnie mętna i z osadem z pobliskich skał. Obok znajdują się, niestety mocno zaniedbane, betonowe przebieralnie. Właściwie to dwa betonowe baraki bez drzwi, światła, pryszniców i ławek.

Basen nie jest oficjalnie utrzymywany przez  żadne z miast ani gmin wiec jedynie wolontariusze od czasu do czasu przychodzą pozbierać śmieci. Wszystko sprawia wrażenie nierealnego i porzuconego. Już dotarcie do niego to osobna atrakcja sama w sobie. Z głównej jedynki należy skręcić na drogę nr 242 w kierunku Seljavellir. Na końcu wyboistego traktu jest mały parking, z którego trzeba iść pieszo ok 15-20 min wzdłuż doliny rzeki. Ścieżka jest łatwa, bez stromizn ale kamienista, więc lepiej nie zakładać klapek od razu. Porządne buty są nieodzowne.

To jeden z bardziej niezapomnianych dla mnie spacerów podczas tego wyjazdu. Dolina wije się miedzy zielonymi, stromymi ścianami gór. co rusz te miękkie, jakby aksamitne zbocza przecinane są wodospadami czy cienkimi strużkami wody. Wrażenie jest niesamowite, soczysta zieleń przetykana jest złoto rdzawymi kępami roślin a chwilami metaliczne skały odbijają zachodzące słońce.
Ścieżka nie jest oznakowana i trzeba patrzeć mocno do przodu, żeby w dalszej perspektywy dostrzec jej kierunek. Nie ma tu prawie w ogóle ludzi, jest cicho i pusto, chwilami miałam wrażenie, że idę gdzieś gdzie docierają tylko wtajemniczeni. Sam basen jest równie zaskakujący co okolica. Nie duży, opuszczony, kamienna niecka pokryta jest glonami. Sceneria jak z filmu. 

Nazajutrz rano musieliśmy się już kierować w stronę Reykjaviku. I to był ostatni pełny dzień jaki został nam na wyspie. Ponieważ cofnęliśmy się nieco w drugą stronę uznaliśmy, że zrezygnujemy z wizyty w Blue Lagoon na rzecz zobaczenia kilku innych miejsc po drodze. Wyczytałam, że Błękitna Laguna jest trochę przereklamowana i niedorzecznie droga. A że nie jestem miłośnikiem długich kąpieli uznałam, że szkoda na to czasu.  Zatem zapadła decyzja, że ok popołudnia chcemy dotrzeć do stolicy a wcześniej zaliczyć Most między kontynentami i źródła geotermalne po drodze.

Krysuvik – przedsionek piekła ?

To aktywny obszar geotermalny, leży wzdłuż uskoku tektonicznego między dwiema płytami, północnoamerykańską i euroazjatycką. Jest bardzo różnorodny, składa się z bulgocących błotnistych kałuż, gorących źródeł, kolorowych osadów mineralnych i syczących dziur wulkanicznych czyli ‚fumaroli’. Wszystko rozrzucone jest na kilku niewielkich pagórkach a całość tworzy mocno księżycowy krajobraz. Miejsce jest częścią aktywnego wulkanu o tej samej nazwie. Ostatnia erupcja miała co prawda miejsce w XII wieku ale cały obszar jest nadal sejsmicznie aktywny.
Powietrze tutaj jest mocno nasycone zapachem siarki a kolorowe osady tworzą bardzo surrealistyczny krajobraz. Żółte smugi siarkowych nalotów przetykają się z rdzawymi pasami żelaza i siarczanowym błękitem. Pomiędzy tym złowieszczo bulgocące błota w kolorze farb Hammerita albo syczące i wyrzucające gorącą parę dziury w skałach. Trochę jakby przedsionek piekła, do tego jeszcze tan zapach. Nawet dłuższą chwilę po odjeździe w samochodzie nadal utrzymywała się intensywna woń delikatnie mówiąc ‚nadpsutych jajek’. 

 Krysuvik znajduje się ok 40 km od Reykjaviku w kierunku południowo zachodnim, tuż przy drodze 42. Wstęp jest bezpłatny, niewielki parking jest również darmowy i jak w przypadku wielu podobnych miejsc nie ma żadnej infrastruktury turystycznej wokół. 

Bridge Between Continents – krok z Europy do Ameryki

To właściwie nie jest most a symboliczne miejsce o znaczeniu geologicznym. Znajduje się tam co prawda platforma ale to bardziej kładka dla pieszych niż most natomiast łączy dwa kontynenty Europę i Amerykę Północną a konkretnie dwie płyty tektoniczne, euroazjatycką i północnoamerykańską. Zawieszony jest 6 metrów nad szczeliną powstał na styku tych płyt, ma 15 metrów. Owa szczelina powiększa sie o 2 cm rocznie więc obydwa kontynenty oddalają się od siebie, ale nadal można stanąć na dwóch jednocześnie. Dno wypełnia ciemny piasek wulkaniczny a ziemia wokół jest ciemna, chropowata i popękana.

Przejście tym ‚mostem’ to trochę metafizyczne doznanie. Wiatr szarpie włosy i słychać jego świst między skalami. Wokół nie ma drzew, roślin, nie słychać śpiewu ptaków, jest cisza oraz surowa i dzika przestrzeń. Przypomina świat bez czasu. Teren jest płaski a w oddali majaczą się łagodne pagórki porozrywane miejscami pęknięciami w ziemi. Czasami przypomina to starą wyschniętą rzekę, tyle, że tu nic nie płynie i nigdy nie płynęło.

 Niebo tego dnia było zaciągnięte ołowianymi chmurami a powietrze było gęste, pełne wilgoci. Ten surowy klimat potęguje fakt, że w odległości kilku kilometrów nie ma żadnych zabudowań jest tak pusto, że aż dźwięczy w uszach. Miejsce na pierwszy rzut oka nie jest żadną atrakcją ale po chwili można poczuć jego niesamowitą atmosferę, doświadczyć potęgi ziemi i kruchości tego co wydaje się trwałe i niewzruszone. 

Z Reykjaviku jedzie się tutaj około godziny a z lotniska w Keflaviku jakieś 20 minut. Należy kierować się na Sandvik a tam pojawiają się już pierwsze tablice wskazujące kierunek. Jak wszędzie i tutaj jest parking, bezpłatny i… nic więcej. 

Reykjavik – najmniejsza stolica wielkich kontrastów


Reykjavik – najmniejsza stolica wielkich kontrastów i zarazem najstarsze miasto na wyspie.  Założone zostało  w 870 r i nazwane Reykjavik. Prawa miejskie otrzymał dopiero w 1786 i liczył wówczas niespełna 170 mieszkańców. Niejaki Inglólfur Arnarson postanowił sie tam osiedlić i nawał to miejsce „Reykjavik” czyli Dymiąca Zatoka”. Odnosiło się to do parujących wód geotermalnych otaczających okolicę.

Rozwój demograficzny, budowlany i gospodarczy nastąpił w XIX i XX w. To za sprawą okolicznych gorących źródeł wokół.  Niemal wszystkie budynki w mieście są ogrzewa się właśnie dzięki nim. W związku z tym, że energia pochodzi z wnętrza ziemi nie widać tu dymiących kominów. Mieszka tam 140 tys., czyli blisko połowa ludności wyspy. Ta liczebność sprawia, że bardziej przypomina średnie polskie miasto niż europejską stolicę.

Spacer po Reykjaviku przypomina  zwiedzanie galerii na świeżym powietrzu. Niewielkie kolorowe domki, małe kawiarnie, murale i architektoniczne ozdoby sprawiają, że miasto wydaje się przytulne, ciepłe i przyjazne, mimo pogody. Nie widać pospiechu, ludzie są przyjaźni i uprzejmi, wyczuwa sie panującą tu harmonię i spokój. Nowoczesność i tradycja są ze sobą spójne, idą w parze, natura przenika miasto, a ono nie próbuje jej zdominować. Nie ma tu wieżowców i zakorkowanych arterii. Najwyższy budynek ma raptem 75 metrów co daje 19 pieter.  

Miasto można spokojnie zwiedzać pieszo a jeden dzień w zupełności wystarczy, żeby zobaczyć najważniejsze miejsca, zjeść obiad w jednej z restauracji i poczuć klimat tej osobliwej stolicy. Najciekawsze i najbardziej znane to:

Hallgrimskirkja

Ikoniczny kościół inspirowany bazaltowymi kolumnami. Budowano go ponad 60 lat i oddano do użytku w 1986 r. Wieża jest widoczna z każdej części miasta. To czyni ją bardzo dobrym punktem obserwacyjnym oraz ułatwia poruszanie się po mieście. Od frontu swoim wyglądem przypomina statek kosmiczny i sprawia wrażenie jakbyśmy przez przypadek trafili do bazy NASA. 

 Skólavörðustígur

To jedno z najbardziej rozpoznawalnych i fotogenicznych miejsc w stolicy Islandii. Pełna kolorów, energii i otwartości ulica, stała się symbolem tolerancji, równości i pozytywnego ducha miasta. Tęczowy odcinek zaczyna się u zbiegu z ulicą Laugavegur – główną handlową arterią miasta – i biegnie w górę w stronę kościoła. Jest wyrazem poparcia dla społeczności LGBTQ+ oraz symbolem otwartości i różnorodności Islandii. 

Po raz pierwszy została namalowana z okazji Reykjavík Pride (corocznego festiwalu równości). Miała być tam tymczasowo, ale z czasem mieszkańcy polubili ja tak bardzo, że została na stałe. 

Jest przyjazna pieszym, ruch samochodowy jest mocno ograniczony. Odbywają się tam wydarzenia kulturalne, lokalne targi, happeningi i pokazy uliczne, zwłaszcza latem.

Harpa 

Harpa to ikoniczna sala koncertowa i centrum konferencyjne, położona bezpośrednio nad wodami zatoki Faxaflói, tuż przy starym porcie w Reykjavíku. Budynek łączy w sobie architekturę inspirowaną islandzką naturą z nowoczesną technologią i funkcją kulturową. 

Fasada budynku składa się z geometrycznych, szklanych modułów, które odbijają światło w tysiącach barw . Inspiracją były bazaltowe słupy lawowy licznie występujące na wyspie. W dzień lśni światłem słonecznym, odbija morze, chmury i miasto. Po zmroku  świeci się wewnętrznie kolorowym światłem LED, przypominając zorze polarne lub witraż.

Jest centrum życia muzycznego i artystycznego Islandii. Tutaj swoją siedzibę ma  Islandzka Orkiestra Symfoniczna i Opera. Odbywają sie koncerty klasyczne, jazzowe, elektroniczne, festiwale muzyki nowej, a także targi książki, wykłady, pokazy filmowe, festiwale designu i konferencje.  

Jest otwarta codziennie, także dla osób, które nie wybierają się na koncert – można swobodnie zwiedzać atrium, napić się kawy, zrobić zdjęcia. W środku działa kawiarnia, restauracja, sklep z pamiątkami i wystawy. Wstęp do wnętrza bezpłatny, biletowane są tylko wydarzenia.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *