Islandia

Islandia wczoraj i dziś – od Wikingów do nowoczesnego społeczeństwa

Narodziny wyspy

Islandia to nie tylko spektakularne wodospady, zorze polarne i gejzery. To kraj, którego historia zaczęła się od wybuchu, a dziś zachwyca innowacyjnością, ekologią i spokojem. Z jednej strony – kraina nieprzewidywalnej natury, z drugiej – nowoczesne społeczeństwo, które potrafi żyć w harmonii z żywiołami. 
Brzmi nieco jak historia wyspy wyłonionej z ognia i samotności. Legenda głosi, że podobno zanim pojawił się człowiek i zapisano choćby jedną literę to Islandia już istniała. Ale nie taka, jaka jest dziś, nie była zieloną wyspą z mchem, lodem i gejzerami. Zanim stała się krajem, była żywiołem. Najpierw rozchyliła się  ziemia, a z oceanu wyłonił się ogień, jakieś 16 milionów lat temu. Potem na skrzyżowaniu dwóch gigantycznych płyt tektonicznych uformował się ląd. Tam, gdzie się rozchodzą, z wnętrza ziemi wydobyła się magma, tworząc nową skorupę. Tak narodziła się Islandia – z podwodnych erupcji, które powoli budowały wyspę, piętrząc ją nad powierzchnię oceanu.

Zresztą rośnie do dziś. Każdego roku płyty tektoniczne oddalają się od siebie o kilka centymetrów, a pod ziemią wciąż wrze. Dlatego na wyspie jest ponad 130 aktywnych wulkanów.

Pierwsi ludzie – wikingowie i sagi


Choć ziemia istniała od milionów lat, człowiek dotarł tu stosunkowo późno – około 874 roku. Pierwsi dopłynęli wikingowie z Norwegii oraz częściowo z terenów dzisiejszej Szwecji i Danii. Byli to nie tylko wojownicy, ale także farmerzy, rzemieślnicy i żeglarze, którzy szukali nowego miejsca do życia – z dala od rosnącej władzy norweskich królów i przeludnionych fiordów.

Według Księgi Osiedlenia (Landnámabók), pierwszym stałym mieszkańcem był Ingólfur Arnarson, który około roku 874 osiedlił się w miejscu dzisiejszego Reykjaviku. Za nim przybyło kilkaset innych rodzin często celtyckiego pochodzenia. Ale przed Norwegami przez chwilę żyli tu iryjscy mnisi – pustelnicy, którzy szybko opuścili wyspę, nie chcąc dzielić się nią z poganami.

W ciągu kilku dekad Islandia została zasiedlona przez rodziny nordyckie, często uciekające przed wojnami domowymi i tyranią królów. Przywieźli ze sobą język, obyczaje i ducha wolności.

W 930 roku powstał Althing – najstarszy parlament świata, miejsce, gdzie zbierali się mężczyźni, by rozstrzygać spory i tworzyć prawo. To, co wyróżniało Islandię wśród innych nordyckich kolonii, to był brak monarchii. Wikingowie nie uznawali władzy królewskiej a powołany wówczas parlament funkcjonuje do dziś.

Społeczeństwo islandzkie zbudowano na niezależności, honorze i prawie. Każdy wolny mężczyzna miał głos, każdy mógł dochodzić swoich racji przed zgromadzeniem. Konflikty rozwiązywano publicznie, zgodnie z prawem, a nie przemocą. To było unikalne jak na czasy pełne chaosu i wojen. Tu nie rządził król a wspólnota. Narodziło się społeczeństwo oparte na niezależności i opowieści. Islandzcy wikingowie nie tylko walczyli i osiedlali – oni opowiadali historie. To w ich ustach narodziły się podania o bohaterach, zemstach, podróżach, miłościach i honorze. Te epickie teksty spisywano później na pergaminach w języku staroislandzkim, niemal niezmienionym od tamtych czasów. Właśnie z tych wieków  pochodzą sagi islandzkie – jedne z najwspanialszych dzieł średniowiecznej literatury, epickie opowieści o miłości, zemście, walce i losie.

Współczesna Islandia nadal głęboko pielęgnuje spuściznę kultury wikingów. Przede wszystkim poprzez język islandzki który jest najbliższym żywym językiem zbliżonym do dawnego staronordyckiego. Dzięki temu Islandczycy mogą czytać sagi w oryginale bez tłumaczeń.

Kolejną ciekawostką jest nazewnictwo i struktura nazwisk. Nie posiadają nazwisk rodowych a synowie i córki noszą imiona po ojcach.

Tradycje prawne i demokratyczne wikingów , z Althingiem jako symbol wolności, przetrwały od IX wieku do dziś.

Choć oczywiście styl życia zmienił się diametralnie to duch niezależności, surowości i odwagi pozostał. Islandczycy są potomkami wikingów nie tylko genetycznie, ale i kulturowo.

Czas zależności i przetrwania


W XIII wieku Islandia utraciła niezależność. Rozdarta wewnętrznymi konfliktami, weszła w unię z Norwegią, a potem – z Danią. Przez kolejne stulecia pozostawała pod jej panowaniem.

Był to czas trudny. Islandia była odległa, biedna, często zapomniana przez resztę świata. Klimat nie pomagał, wybuchały wulkany, ludność cierpiała niedostatek. Najbardziej tragiczna była erupcja Laki w 1783 roku, która zabiła niemal jedną czwartą ludności wyspy, a popiół dotarł aż do Europy kontynentalnej, powodując spadki temperatur i klęski głodu. Mówi się, że była jednym z katalizatorów rewolucji francuskiej.

Mimo to Islandczycy trwali, wierni językowi, kulturze i legendom. Przez wieki przekazywali sagi ustnie, potem spisywali je na skórach i w księgach, pielęgnując swoją odrębność nawet w najciemniejszych czasach.

W XIX wieku zaczęło się budzić poczucie narodowe. Islandzcy poeci, uczeni i politycy zaczęli domagać się autonomii, pielęgnując język islandzki jako symbol tożsamości.

W 1918 roku kraj stał się niepodległym królestwem w unii personalnej z Danią, a 17 czerwca 1944 roku – pełnoprawną republiką, ogłaszając niepodległość w parku narodowym Þingvellir, dokładnie tam, gdzie wieki wcześniej zbierał się pierwszy Althing. To był symboliczny powrót, z chaosu historii do pierwotnego miejsca zgody i prawa.

Po II wojnie światowej Islandia, choć mała i oddalona, zaczęła się dynamicznie rozwijać. Od lat 70. korzystała z własnych zasobów geotermalnych, tworząc jedną z najbardziej ekologicznych gospodarek świata. Dziś niemal cała energia elektryczna i cieplna pochodzi z natury – z ognia i wody, jak wszystko tutaj.

W XXI wieku  zyskała reputację kraju nowoczesnego, tolerancyjnego, o wysokim poziomie życia. Przeszła też przez dramatyczny kryzys finansowy w 2008 roku, który rozbił jej system bankowy i wyszła z niego dzięki determinacji obywateli oraz politycznej odwadze.

Islandia dziś – kraj zielonej gospodarki, ciszy i równowagi


Dzisiaj to wyspa niezłomna, która zarazem jest jednym z najbardziej pokojowych państw na świecie, nie brała udziału w wojnach jako strona walcząca, a jej historia militarna jest właściwie historią braku wojen i aktywnego unikania przemocy. Nigdy nie miała stałej armii, a polityka obronna opierała się przez wieki na izolacji geograficznej i neutralności. Nie oznacza to jednak, że jej historia była całkowicie wolna od konfliktów – choć miały one głównie charakter wewnętrzny lub polityczny.

W średniowieczu miał miejsce lokalny spór między najpotężniejszymi rodami islandzkimi, walczącymi o wpływy i władzę. Nie była to wojna w dzisiejszym sensie, ale seria brutalnych starć, które doprowadziły ostatecznie do utraty niezależności. W 1262 roku Islandia weszła w unię z Norwegią, a później przeszła pod panowanie Danii. Od tego momentu kraj nie prowadził własnej polityki zagranicznej ani wojskowej przez kilkaset lat.

Najbardziej militarnym epizodem w historii była II wojna światowa, ale i on odbył się bez walk. Państwo formalnie nie brało udziału w wojnie, a jedynie pełniło strategiczną rolę logistyczną dla aliantów – szczególnie na szlaku między Ameryką a Europą.

W 1949 roku Islandia stała się członkiem NATO,  mimo że nie posiada sił lądowych, powietrznych ani marynarki wojennej. Jedyną formacją jest straż  przybrzeżna (Landhelgisgæsla Íslands), która odpowiada za ochronę morską, ratownictwo i czasami przejmuje symbolicznie zadania militarne.

Państwo konsekwentnie nie bierze udziału w wojnach i nie wysyła żołnierzy za granicę. Jej wkład w międzynarodowe sprawy to głównie dyplomacja, mediacje pokojowe (np. słynny szczyt Reagana i Gorbaczowa w Reykjaviku w 1986 r.) oraz uczestnictwo w misjach cywilnych i humanitarnych.

Zatem historia tego kraju to opowieść nie tylko o narodzie, ale i o miejscu. Wyspa zawsze była wymagająca – zimna, surowa, nieprzewidywalna. Ale jej mieszkańcy nauczyli się żyć w zgodzie z rytmem natury, szanować ziemię i słowo. Może właśnie dlatego przetrwali, bo zamiast walczyć z żywiołami czy innymi narodami, starają się je zrozumieć i akceptować.

Najważniejszym źródłem ciepła na wyspie jest energia geotermalna. Jest jej pod dostatkiem na tyle, że używana jest do ogrzewania mieszkań, budynków publicznych czy szklarni.  Te ostatnie to jeden z najważniejszych dostarczycieli warzyw i owoców. Czasami ciepłe są nawet ulice, jeżeli rury przebiegają pod jakąś arterią . W związku z tym mieszkańcy nie muszą posypywać ich piaskiem z solą, żeby pozbyć się lodu lub śniegu zimą. Jedynym minusem jest to, że woda wydostająca się z głębi ziemi na intensywny zapach siarki i przywołuje piekielne skojarzenia. 

Społeczeństwo przyszłości

Dzisiaj to kraj paradoksów a nowoczesne społeczeństwo trwa na skraju nieujarzmionej natury. Mimo surowego klimatu i odległości od reszty świata,  nie jest już odludną wyspą pasterzy. Dziś to jeden z najbardziej rozwiniętych, nowoczesnych krajów Europy i dobrze prosperujące państwo, choć wciąż z duszą samotnika. Żyje z natury, technologii, turystów i połowu ryb. Główne filary gospodarki to 

Rybołówstwo (ok. 40% eksportu towarów)

Islandia od zawsze żyła z morza. To był i jest jeden z ważniejszych sektorów gospodarki – nowoczesny, zautomatyzowany i dobrze kontrolowany. Eksport dorsza, śledzia czy plamiaka przynosi miliardy koron. Islandczycy znają morze lepiej niż niejeden wilk morski z południa – ale robią to nowocześnie, z pomocą sonarów, zrównoważonej polityki połowów i ścisłej ochrony zasobów.

 Turystyka (ok. 8–10% PKB)

Od 2010 r. liczba turystów gwałtownie wzrosła. Przed pandemią Islandię odwiedzało ponad 2 miliony ludzi rocznie (przy populacji niecałych 400 tys.). Po erupcji Eyjafjallajökull w 2010 roku świat usłyszał o Islandii i… zakochał się bez pamięci. Miliony ludzi przybywają tu, by zobaczyć zorzę polarną, zanurzyć się w Błękitnej Lagunie, przejść się między płytami tektonicznymi w Þingvellir albo poczuć się jak na innej planecie wśród pól lawy i gejzerów.

Energia odnawialna (niemal 100% produkcji)

Natura, piękno i walory krajobrazowe to nie jedyne źródło utrzymania. Wyspa żyje też z przyszłości. Inwestuje w energię odnawialną – niemal 100% jej prądu pochodzi z wody i wnętrza Ziemi. Powstają tu centra danych, które potrzebują chłodu i taniej energii – idealne warunki dla cyfrowych gigantów. Rośnie też znaczenie rolnictwa pod osłonami – szklarnie ogrzewane geotermalnie rodzą pomidory i ogórki, nawet gdy za oknem szaleje śnieżyca. Hoduje się też owce, konie islandzkie i krowy. Mięso i produkty mleczne są wysokiej jakości, często eksportowane.

 Islandia w 100 % korzysta z darmowego, naturalnego bogactwa – gorących źródeł i wodospadów. 73% energii pochodzi z hydroelektrowni a 27% z energii geotermalnej
Tani prąd przyciąga centra danych, m.in. Google i start-upy blockchainowe.

Technologie i usługi

Kraj inwestuje w edukację i cyfryzację. Rośnie znaczenie przemysłu IT, biofarmacji, a także kreatywnych sektorów: muzyki, filmu czy designu. Islandia jest też jednym z liderów w cyfrowym zarządzaniu państwem. Jest absolutnym ewenementem w tej dziedzinie. Właściwie, to muszę przyznać, że przez cały pobyt nie miałam w ręce Korony Islandzkiej. Wszystkie płatności, nawet parkingi w najbardziej odległych zakątkach wyspy można zapłacić kartą.

Lokalna ludność to społeczeństwo nowoczesne, egalitarne, z wysokim poziomem zaufania do rządu i władz. Słyną z niskiego dystansu społecznego – można spotkać premiera w basenie czy kupować chleb z burmistrzem. Mieszkańcy cenią prostotę, bliskość natury, edukację i kulturę. Większość mówi płynnie po angielsku, a dzieci uczą się programowania szybciej niż tabliczki mnożenia.

Nie mają armii, ale jest silne poczucie wspólnoty. Ludzie żyją spokojnie, choć pogoda zmienia się tu szybciej niż nastrój. W Reykjavíku — niewielkiej, lecz tętniącej życiem stolicy — życie toczy się kawiarnianym rytmem: między koncertem alternatywnego zespołu a wieczorem z sagą islandzką przy kominku. Islandczycy cenią spokój, prostotę i kontakt z przyrodą. Wolny czas spędzają w gorących źródłach, na górskich szlakach, w domach letniskowych (hytta) albo w kawiarniach Reykjaviku. Nie spieszą się,  ma swoje tempo. W pracy ceni się elastyczność i równowagę między życiem zawodowym a prywatnym.

 To jedno z najszczęśliwszych i najbezpieczniejszych miejsc na świecie.

 Interesującym jest dziedziczenie nazwisk. Nie ma tu typowych, rodowych ale dziecko przyjmuje imię ojca lub matki z końcówką -son (syn) lub -dóttir (córka)

Wyspa, która nauczyła się słuchać siebie

Islandczycy nie walczą z naturą – uczą się jej słuchać. Wciąż mają w sobie ducha wikingów, ale nie tego z mieczem, tylko z sagą w dłoni. Przestrzeń, cisza, rytm przyrody – to wszystko nadal kształtuje ich codzienność.
Są mistrzami adaptacji. Wiedzą, że ziemia pod ich stopami może pewnego dnia się rozedrzeć. Ale nie boją się. Żyją blisko natury, ale nie w jej cieniu — tylko ramię w ramię. I dziś, gdy stoisz wśród pary, lodu i skał, czujesz, że wszystko tu ma swój głos – rzeka, wiatr, kamień, ogień. A historia Islandii to nie tylko ciąg dat – to echo erupcji, szept sag, rytm fal uderzających o klif.

Wiem już, że nie ma drugiego takiego miejsca. To nie tylko wyspa – to żywa, pulsująca istota, kraina skrajności, w której ogień i lód, dzień i noc, cisza i wybuchy istnieją obok siebie w doskonałym, choć często brutalnym, porządku. Ma swoje tętno zawarte w erupcjach, rytm oddechu nadają gejzery i para geotermalna, wodospady zapewniają jej młodość i świeżość a wiatr i słońce tańczą nieustannie do utraty tchu angażując w te pląsy każdą istotę na tym lądzie.

Przestrzeń tutaj ma wagę duchową, nie przeraża a daje poczucie wolności i nieskrępowanego zespolenia z otoczeniem. Większość wyspy to tereny niemal niezamieszkane – wyżyny, pustkowia, rozległe pola lawy płaskowyże lub ostre, strzeliste granie, piaski wulkaniczne, gdzie nie rośnie nic oprócz mchu i porostów. Tutejsza cisza nie jest brakiem dźwięku – jest obecnością czegoś większego. Samotność nie przytłacza – raczej przywraca człowieka światu, z którego się wywodzi, pozwala zaglądnąć do głębi siebie i poczuć spokój. Horyzont rozciąga się bez końca, droga znika za wzgórzem, a kolejny zakręt ukazuje jeszcze więcej niż ten poprzedni.

Człowiek staje się częścią natury a nie jej właścicielem. Ten świat jest nieprzetworzony, bez retuszu, surowy i piękny zarazem. Pamiętam jakie wrażenie wywarło na mnie kiedyś jak słynny trębacz M.Davis, zapytany podczas jednego z wywiadów, co wg niego jest najważniejsze w muzyce, bez wahania odparł – „pauza”. Więc tak, dla mnie Islandia jest pauzą, taką, o której nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jest ważna dopóki jej nie doświadczyłam. 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *