
Kraina, która stawia poprzeczkę wyżej niż niebo
✈️ Marzenie, które dojrzewało
Pomysł by zobaczyć Islandię miałam w głowie już od dawna. Jednak trochę budziło moje obawy czy tym razem ogarnę to logistycznie, czy nie umkną mi jakieś istotne kwestie, które powinnam wziąć pod uwagę. To jednak inny kierunek niż wszystkie. Dotychczasowe wyjazdy, które planowałam były osadzone w bardziej sprzyjających okolicznościach zarówno jeżeli chodzi o infrastrukturę turystyczną, zaplecze hotelowe czy przede wszystkim pogodę.
Ale od czego jest rozpoznanie i dobry plan? Powoli, małymi krokami powstawał w mojej głowie zarys całego przedsięwzięcia.
🎒 Przedwyjazdowy chaos: jak się spakować na Islandię
Oczywiście jak zwykle przed większym wyjazdem dopadł mnie przedwyprawowy chaos, czyli jak zgubić czapkę, spakować latarkę i prawie zapomnieć walizki. Bo pakowanie na Islandię to nie jest zwykłe pakowanie.
Z jednej strony – człowiek ekscytuje się perspektywą lodowców, wulkanów i kąpieli w gorących źródłach. Z drugiej – próbuje wcisnąć do walizki pół szafy, apteczkę na wszystkie choroby znane ludzkości i cztery pary rękawiczek. Bo „a nuż jedne zamokną, drugie zginą, a trzecie będą w kolorze, który nie pasuje do kurtki”.
Wszystko to w oparciu o listę, których jak się okazało było co najmniej trzy. Jedna pisana na kartce, druga w telefonie, trzecia – żyjąca własnym życiem w głowie. Wszystkie sprzeczne, niepełne i zawierały co najmniej dwie pozycje, których znaczenia już nikt nie pamięta. No bo co to znaczy ‘gumowe coś na buty’? Rakiety śnieżne? Pokrowiec? Kapcie z marketu? O co mi chodziło, zapisując „szpilki na podeszwy”? Taaak, takie skróty myślowe znajdowałam tu i ówdzie przedzierając się potem przez zakamarki pamięci. Co też mądrego gdzieś wyczytałam i uznałam, że to jedna z tych rzeczy, bez których wyjazd się nie odbędzie.
Zanim dociskałam kolanem kolejne „softszele” najpierw trzeba było oczywiście sprawdzić czy jestem w stanie ubrać cztery warstwy odzieży termicznej po czym stwierdzić , że wyglądam jak pękata cebula o aspiracjach alpinistycznych.
Po siódmym teście czy kurtka jest wiatroszczelna, oddychająca i odporna na ulewę w poziomie, doszłam do wniosku, że bardziej niż na Islandię, nadaję się na wyprawę na Marsa.
Po drodze obsesyjne sprawdzanie, czy wszystko działa? Latarka świeci? Powerbank naładowany? Dowód osobisty nie wygasł wczoraj przez przypadek? Co z ładowarką do baterii ładowarki do ładowania? Proces pakowania, przepakowywania, ważenia, weryfikacji list, wyrzucania tego, co już spakowałam, po to żeby za chwilę wciskać to znowu a na koniec by upchnąć jeszcze jedno niezbędne „na wszelki wypadek” przerodził się w turystyczny thriller w odcinkach. Do tego maniakalne oglądanie mapy pogody, kilka razy dziennie. Tu przynajmniej nie było żadnej niepewności, zawsze brzmiała tak samo – śnieg, deszcz, wiatr, słońce, tęcza, deszcz, wiatr, kotek, zorza polarna, koniec świata, początek obłędu a komarów brak. W ciągu tygodnia było więcej niż pewne, że to wszystko się wydarzy.
Wreszcie nadszedł ten moment kiedy ruszył proces zamykania walizki. Kilka podejść, siły grawitacji i mini walec do asfaltu pożyczony od sąsiada sprawiły, że udało sie pozasuwać wszystkie zamki. Wzrokiem zamiotłam pobojowisko na podłodze, rozglądnęłam się wokół i uznałam, że skoro i tak zapomniałam najważniejszych rzeczy to czas zamknąć drzwi i ruszać.
Tym sposobem na końcem kwietnia wylądowaliśmy na międzynarodowym lotnisku w Keflaviku. Oczywiście nie było zaskoczeniem, że Islandia przywitała nas gęstymi chmurami i wiatrem tak porywistym, że zrozumiałam dlaczego ubezpieczenie samochodu w tym kraju nie pokrywa kosztów związanych z wyrwanymi podmuchem drzwiami. Tak, to jedna z rzeczy, o których trzeba wiedzieć przyjeżdżając tu.
A ponieważ tych ważnych informacji jest więcej więc jak
zawsze jeden z wpisów zawiera wszystkie ważne i niezbędne tipy i wskazówki związane ze zwiedzaniem wyspy.
Natomiast zacznę zdecydowanie od tego co robi z człowiekiem Islandia. Jedno jest pewne po wizycie tutaj poprzeczka jeżeli chodzi o miejsca zaskakujące, inspirujące i obezwładniające swoim pięknem zawisła bardzo wysoko. Wiedziałam, że jest szczególne, dzikie i z pewnością nie raz zadziwi, ale wiedzieć a doświadczyć to zupełnie inna historia.
🌋 Wyspa ognia i lodu
Zaledwie kilka godzin lotu od starego kontynentu leży najbardziej osobliwy skrawek lądu, gdzie natura wciąż ma decydujący głos, pogoda nie poddaje się żadnym regułom a krajobraz zmienia się niemal za każdym zakrętem.
To druga co do wielkości wyspa (po Wielkiej Brytanii), położona na północnym Atlantyku w strefie rozbieżności płyt tektonicznych – euroazjatyckiej i północnoamerykańskiej.
To sprawia, że jest jednym z najbardziej aktywnych sejsmicznie i wulkanicznie obszarów świata. Tutejsza ziemia oddycha ogniem a na niebie tańczy zorza pokazując barwy jeszcze nie nazwane. Można poddać się wrażeniu, że jest pierwotna, dopiero co wynurzyła się z oceanu, jeszcze gorąca, paruje, ledwie uformowana dłonią natury. Tutaj gdzie woda i niebo rozmawiają ze sobą językiem burz, mgieł i geotermalnych wybuchów. Krajobraz nie poddaje się prostym opisom – to utkana z lawy i lodu opowieść o chaosie, zmianach i harmonii jednocześnie.
Przemierzając ten kraj wydaje się jakby był jeszcze nie gotowy, nie skończony. To raczej proces, nieustanny ruch, tworzenie trwające już od tysiącleci. Wśród spękanej skorupy, ziemia wciąż żyje, pulsuje szuka swojego kształtu i formy.
🌦️Pogoda, żywioł na własnych zasadach
Nieodłącznym atrybutem jest pogoda, zmienna, kapryśna ale przy okazji w każdej odsłonie ukazująca inne oblicze Islandii, a każde z nich zachwyca inaczej. Nie jest tylko zjawiskiem meteorologicznym, to opowieść sama w sobie, spektakl podzielony na akty i odsłony przy czym zarówno każdy oddzielnie jak i razem w połączeniu tworzą istne dzieło.
O świcie, blady, często zachmurzony horyzont powoli rozjaśnia białe, przejrzyste światło. Bynajmniej słoneczne, do niego jeszcze daleka droga, ale jest jasne i ostre, jakby powstawało z lodu. Powietrze pachnie solą i wilgocią, jest przejrzyste jak szkło, trawy nadal srebrzy rosa, a błękitne niebo powoli przejmuje władzę nad nocą.
Powoli nadciąga cień. Góry wyraźniej rysują swoje kształty a słońce w triumfie zagarnia coraz większe połacie ukazując żywe i jasne kolory. Wiatr, który jeszcze niedawno był zaledwie tchnieniem, teraz zamiata przestrzenie z prędkością rozpędzonych koni w galopie. Niesie ze sobą zapach śniegu, kamieni i mokrej ziemi. Uderza w twarz bez ostrzeżenia – czysty, dziki, północny, przeszywa nie tylko ciało, ale rozum, duszę, wszystko.
Kiedy nadchodzi deszcz to nie pada, on się rozlewa, jakby ktoś na górze właśnie postanowił opróżnić wszystkie przepełnione naczynia. Tutaj nie pada wprost, ale wiruje w poziomych pasmach, zmiennych jak dym. Potrafi trwać godzinami, po czy zniknąć tak nagle, jak się pojawił. I wtedy znowu: słońce, jak gdyby nigdy nic wraca na nieboskłon.
Czasami przychodzi mgła – gęsta, mleczna i cicha. Pokrywa wzgórza jak kołdra, tłumi światło dnia, zaciera ostre linie krajobrazu. Wszystko w okół staje się tylko wyobrażeniem bo ciężko wyodrębnić jakiś kształt czy bryłę. Odcina rzeczywistość pozwalając na kreowanie świata według własnego pomysłu.
Islandzka pogoda nie daje się opisać tylko w stopniach i opadach. Trzeba jej doświadczyć na własnej skórze.Tutaj dzienne światło ma tysiące odcieni, a ciemność własną osobowość. Śnieg potrafi padać w czerwcu, a kwiaty zakwitają pomiędzy soplami lodu albo na skalnych ścianach. Czasami słońce w ogóle nie zachodzi, albo też dzień trwa zaledwie kilka godzin. Choć Islandia leży na wysokości geograficznej podobnej do Alaski czy północnej Norwegii, to dzięki Prądowi Zatokowemu (Golfstromowi) klimat jest trochę łagodniejszy, niż na sąsiedniej Grenlandii. Jednak aura potrafi porządnie dać do wiwatu i trzeba być o każdej porze roku przygotowanym na każdą ewentualność. Islandzkie powiedzenie mówi: „Jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj pięć minut”. Zmiany bywają nagłe i często bardzo lokalne.
🌌Krajobraz z innego świata
To jest kraj przeciwstawnych żywiołów, ognia i lodu wulkanów i lodowców. Odkryta przez wikingów wyspa o surowym klimacie, pozbawiona drzew, nie sprawia wrażenia gościnnej a jednak mistyczna atmosfera przyciąga w magiczny sposób.
Lądując nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zaraz postawimy stopy na jakiejś odległej planecie. W kosmicznej przestrzeni, gdzie atmosfera jest krystalicznie czysta a bezkresną powierzchnię pokrywają chropowate bure skały. Ten tajemniczy, surowy, niemal złowieszczy krajobraz wulkaniczny budzi respekt ale również niepohamowaną ciekawość. Roślinność jest znikoma, właściwie tylko porosty, mchy i trawy a w oddali ośnieżone wzniesienia. Rozległe, jałowe przestrzenie przeszywa porywisty wiatr. Mroźne fale wyrywają kawałki lądu. Lodowce zapuszczają swoje długie jęzory zrzucając do morza potężne góry lodowe. U stóp nagich gór rozciągają się doliny poprzecinane serpentynami strumieni i rzek, które tworzą gigantyczne wodospady.
Na relatywnie niewielkiej powierzchni (ok. 103 tys. km²) spotykają się tu niemal wszystkie możliwe formy geologiczne a każdy z żywiołów ma sposobność pokazać swoje nieokiełznane oblicze.
🌋Wulkany
Islandia to kraina ognia. Wulkany wyrastają jak czarne, surowe wieże a ich stoki pokrywają popioły, pola grafitowej lawy. Gdzie indziej porośnięte są mchem, który jak zielony aksamit miękko otula kamieniste zbocza. Niektóre, od dawna nieczynne budzą respekt. Inne przypominają, że siła natury nie zna granic, nie podlega regułom.
Pod powierzchnią tej surowej krainy drzemie sieć wulkanów – potężnych żył, które biją rytmem ognia. Niektóre z nich to potwory o legendarnych imionach: Eyjafjallajökull, który w 2010 roku uwięził Europę pod kopułą chmur z popiołu, czy Katla, śpiąca królowa o niepokojącym spojrzeniu – nikt nie wie, kiedy znów przemówi.
Na Islandii wulkan to nie tylko geologiczna pozostałość. One uczą pokory wobec sił natury, przypominają o kruchości wszystkiego, co zbudował człowiek. Jednocześnie te ogniste kolosy stworzyły wyspę, dały jej życie, kształt, zapach siarki w powietrzu i ciepło w sercu zimnej ziemi. Na wyspie jest ich około 130, z czego około 30 jest nadal aktywna. Erupcje, nie zdarzają się codzienne, ale nie są też rzadkością. Najsłynniejsze to Hekla, Katla, Eyjafjallajökull i Bardarbunga.
❄️Lodowce i wodospady
Choć ogień wypełnia Islandię od wewnątrz, jej zewnętrzny rys nadaje woda. Spływa z lodowców, przenika przez pola uformowanej lawy, rzeźbi doliny i z hukiem spada z urwisk. Te kaskady to nie tylko widowisko, to głos wyspy przy czym każdy brzmi inaczej. Jeden z nich wdziera się w szczelinę tektoniczną a mgła unosi się z jego czeluści. Jest tak olbrzymi, że rozszczepione promienie słońca malują tęczę zawieszoną między skałą a niebem. Inny, potężny jak ściana deszczu, uderza z impetem o ziemię, wznosząc chmurę kropel, które osiadają na twarzy niczym delikatna bryza. Kolejny, bardziej gwałtowny, nie spada, lecz eksploduje, rycząc głosem pradawnych lodowców.
Pomimo aktywności wulkanicznej i relatywnie łagodnego (jak na tę szerokość geograficzną) klimatu, około 11% Islandii pokrywają lodowce. ‚Kraina lodu’, nie bez powodu tak nazywa się ta wyspa. Ogromne biało niebieskie czapy zalegają na szczytach, jakby próbowały okryć ziemię i ostudzić jej ognisty temperament. Rozciągają się jak puszysta zimowa kołdra, której niesforne rogi wpadają w zielone doliny. Wewnątrz lodowców często skrywają się jaskinie. Czasami błękitne i zamknięte a czasem kryształowo przezroczyste, jakby rzeźbione słońcem i światłem.
Bywa, że gigantyczne bryły odrywają się i spływają do oceanu po czym unoszą na czarnych, głębokich wodach, majestatycznie przypominając o tym, kto króluje na tej ziemi. Niektóre wypływają na brzeg i połyskują w słońcu na tle czarnego piasku – jak diamenty niefrasobliwie rozsypane przez bogów.
💨Gejzery i źródła termalne
Gorące źródła (isl. heitar laugar) są rozsiane po całej wyspie, od głębokich dolin po zbocza gór i surowe wybrzeża. Niektóre z nich to dzikie, parujące kałuże ukryte wśród mchów, inne zostały przekształcone w naturalne kąpieliska – magiczne miejsca relaksu pośród śniegu i lawy. Są jak pulsująca krew tej ognistej wyspy, przejaw podziemnej siły, która nigdy nie śpi. To miejsca, gdzie Ziemia oddycha parą, bulgocze, syczy i tryska wrzątkiem, ukazując, że jej wnętrze żyje i nieustannie się porusza. Powstają, gdy woda w podziemnych kanałach zostaje podgrzana przez magmę do temperatury wrzenia. Gromadzące się ciśnienie powoduje nagły, eksplodujący wyrzut pary i wrzącej wody.
🏞️Wybrzeża i klify
Islandzkie wybrzeże to nie pas graniczny między lądem a oceanem. To spektakl gdzie skały, woda i wiatr nieustannie odgrywają swoje role. Każde z nich jest surowe, potężne i nieprzewidywalne. Huk fal – głęboki i mięsisty dźwięk, odbija się echem od ścian. Czarne skały spadają pionowo w błękit zimnego Atlantyku albo prężą się w łuku jak ogromna brama rzeźbiona przez tysiące lat. Wiatr gna z taką siłą, że trzeba się pochylić, by iść naprzód.
Wybrzeże niczym nie przypomina plaży. Piasek jest tak czarny, że wygląda jak zmielone drobiny węgla. Ocean uderza w brzeg z siłą, która nie znała litości. Na horyzoncie z toni czasami wyrastają ogromne ciemne, strzeliste, przykryte mgłą głazy. Legenda mówi, że to trolle, które zaskoczone przez świt, skamieniały w biegu. Wyspa ma długą linię brzegową (ponad 4900 km).
🌾🦊Przyroda – surowa, cicha, niepokonana
Wszystkie te zjawiska powodują, że, w tej krainie ciszy i traw zarówno fauna jak i flora nie zachwyca bujnością czy obfitością. Tu nie ma rozległych ogrodów, gdzie świeża zieleń wygląda z każdej szczeliny. Tutaj jej głównym celem jest przetrwać. A dziko żyjące zwierzęta określają swoje terytoria. Życie jest ciche, skromne, uparte, i właśnie przez to wyjątkowe. Mchy i porosty, pną się po zastygłej lawie, barwiąc ją na srebrno-zielono. Twarde trawy, karłowate wierzby i miniaturowe brzozy, nie są w stanie wspiąć się wyżej niż kolano człowieka. Ale za to podczas krótkiej i intensywnej wiosny cała wyspa rozkwita jakby na przekór logice – fiołki, wrzosy, dzwonki, nawet storczyki – tworzą dywany kolorów na tle ponurego nieba. Lato jest krótkie a zima przychodzi szybko i nie pyta o pozwolenie.
Zwierzęta? Tu także nie ma miejsca na przesyt. Żyją tylko te, które się dostosowały. Jedyne dzikie ssaki to lisy polarne. Dotarły tu jeszcze przed ludźmi, po skutej lodem cieśninie. Ich futro zmienia barwę, jest białe zimą, brązowe latem. Ciche i samotne, zawsze gotowe przetrwać noc dłuższą niż życie.
Z pewnością swój raj mają tu ptaki. Wiosną przylatują gromadnie a ich śpiew unosi się nad torfowiskami. Szczególnie interesujące są maskonury z kolorowymi dziobami, wyglądają jak kolorowe kwiaty. Pozostali skrzydlaci wędrowcy to tysięczne stada rybitw, które nie boją się nawet ludzi, i majestatyczne bieliki, zataczające luki nad fiordami.
Z kolei woda jest domem dla wielorybów pod falami oraz fok wygrzewających się na skałach. Niewielu mieszkańców liczy ten surowy świat, nie oszałamia nadmiarem. Ale to co tu żyje porusza głęboko, mówi o sile życia i determinacji, tam, gdzie zdaje się to prawie niemożliwe. Nigdzie bardziej jak tu prawdziwe jest stwierdzenie, że czasem, mniej znaczy więcej.
🌪️Tam, gdzie wiatr pachnie siarką, a cisza uczy oddychać
Wiele rzeczy tu zaskakuje. Pierwszą jest wiatr. Nieprzewidywalny, surowy, przenikliwy. Przychodzi znikąd i zewsząd zarazem niosąc w sobie zapach siarki, soli, porostów, topniejącego śniegu. Potem – przestrzeń, tak ogromna, że chce się oddychać całym ciałem, płuca nie są w stanie pomieścić tego powietrza. Kolejna to tempo. Tam nie biegniesz, nie gubisz się w pośpiechu. Po kilku pospiesznych krokach stajesz, bo wszystko wokół się zatrzymuje.
Ale największy zagrożeniem jest to, że jeżeli choć raz postawisz stopy na jej ziemi, spojrzysz na nieskończoną przestrzeń fiordów, poczujesz ciepło zastygniętej magmy i chłód wiatru znad Atlantyku – Islandia stanie się marzeniem na resztę życia. Marzeniem by przyjechać tu znów i wracać tak często jak to możliwe Nie do końca zrozumiałym, ale głęboko prawdziwym. Islandia to nie kierunek. To przeżycie.

