Dzień 1, 2 i 3 czyli pierwsza relacja z tego wyjazdu i chichot losu.
Zdecydowanie nie tak miała wyglądać pierwsza relacja z naszego tegorocznego wyjazdu. Jak zwykle z uwagą i pietyzmem zaplanowaliśmy każdy etap oraz każdy dzień. Wszystko ułożone, zarezerwowane, opracowane w każdym detalu. Tym czasem bywa tak, że los zagra na nosie i wywraca wszystko do góry nogami. Pozostało mi więc zacząć od opisu naszego (fal)startu wakacyjnego…
Ale po kolei. Wszystko, jak co roku, zaczęło się zgodnie z harmonogramem i o dziwo w tym razem bez karczemnej awantury przed wjazdowej… Cudnie, w pełnym słońcu, tylko z półtora godzinnym opóźnieniem wsiedliśmy na motorek i ruszyliśmy w głąb czeskiej krainy by wieczorem położyć się spać tuż przed austriacką granicą – w Znojmo. Zadowoleni, uśmiechnięci mknęliśmy przez pola, bezdroża i łąki, przez lasy, dąbrowy, wśród gór… Tylko Debest Kierowca, nie wiedzieć czemu, podczas krótkich postojów, za każdym razem gmerał przy klamce hamulca i sprawdzał czy tarcza się grzeje.
Jak to zwykle bywa, prawda, jak dupa z pokrzywy, wyszła wieczorem i okazało się, że pompa hamulcowa padła. Dla niewtajemniczonych – nie mamy jak hamować.
Uruchomieni motocyklowi znajomi plus Google wskazali nam warsztat motocyklowy, który w założeniu, miał rozwiązać nasz problem w dwie godziny. Po niedługiej chwili okazało się, że owszem nasz problem będzie rozwiązany w dwie godziny i dobę… Bo tyle trzeba czasu, żeby sprowadzić z Pragi zestaw naprawczy do pompy do Triumpha…
Zatem Znojmo podarowało nam extra dzień na to, żeby docenić jego urok i wdzięk. W pierwszych, porannych godzinach najbardziej kojarzyło mi się z zapyziałą prowincją jakieś 20 lat temu. Postanowiliśmy wycisnąć z tego miejsca ile się da i okazało się, że da się całkiem niemało, zwłaszcza jak na jeden dzień.
Miasto liczy niewiele ponad 30 tysięcy mieszkańców, otaczają je jest średniowieczne mury obronne a w wielu miejscach zachowało swój historyczny styl. Najstarsze budynki znajdujące się w centrum zabytkowej części powstały jeszcze w XI wieku. Mnóstwo tu malowniczych zakątków, krętych, brukowanych uliczek, które wiją się wśród pastelowych zabudowań. Swoją urodą wabią turystów, zachęcają do spaceru i zwiedzania. W porannym słońcu lśnią pomarańczowo szkarłatne dachówki a pachnące winnice, które co krok spotykamy przypominają o winiarskich tradycjach tego regionu jeszcze z czasów średniowiecza. Sporą część miasta okala rzeka Dyja, której nurt wyznacza jego rytm a z chwilą powstania mostu stało się ważnym traktem kolejowym.
Z ponad różnorodnych zabudowań dumnie wyrasta dominujący na tle krajobrazu Kościół św. Mikołaja. Jednak dopiero gdy dotrzemy na plac zamkowy, oglądana budowla błyszczy swoim majestatem a widok ze wzgórza zapiera dech. Stąd jak na dłoni widać też XIX wiadukt kolejowy po którym do dnia dzisiejszego mknie ekspres do Wiednia. Liczący 48 m wysokości i 220 m długości imponujący most, spina klamrą obydwa brzegi nad rzeką Dyją. Został wybudowany w XIX wieku kiedy to przedsiębiorcy z Moraw postanowili stworzyć szybkie połączenie kolejowe z Czech do Wiednia.
Nieopodal kilka minut spacerem dochodzimy do Rotundy św. Katarzyny. Ta charakterystyczna okrągła budowla widnieje na większości pocztówek i przewodników. Jest najstarszym i najważniejszym zabytkiem oraz jedyną pozostałością po zamku Przemyślidów, który istniał tutaj od XI wieku. Jest typowym przykładem wczesnośredniowiecznego budownictwa o charakterze religijnym. Trudno powiedzieć kiedy dokładnie powstała, ale większość historyków wskazuje na XI wiek. Prawdopodobnie od XVI wieku przestała pełnić funkcje sakralne a w XVIII w uznano ją za…świątynię pogańską. W następnych latach była używana jako obora, sala do organizacji zabaw, karczma, skład drewna czy pracownia rękodzieła. Wewnątrz znajdują się bezcenne, podobno najstarsze w Czechach freski, które przedstawiają nie tylko sceny biblijne, ale również wizerunki czeskich i morawskich książąt.
Miasto szeroko znane jest z tradycji winiarskich. Pochodzą już z XIII wieku, kiedy to Znojmo otrzymało królewskie prawo do produkcji i stało się stolicą regionu winnego. Winnice spotyka się tu na każdym kroku. Czy to malutkie gdzie gospodarze chwalą się własnymi wyrobami czy te duże, które prezentują trunki wysyłane potem na cały świat. Na zamkowym wzgórzu, nieopodal najstarszego browaru Hostan mieści się również Enoteca. To miejsce, które przyprawia o zawrót głowy. Zarówno dyletantów w dziedzinie szczepów i bukietów jak i koneserów doskonale wyłapujących nuty, aromaty i głębie. Wystarczy przy wejściu w barze doładować kartę pre-paid, by swobodnie korzystać z kilkudziesięciu samoobsługowych kraników i degustować dowoli. Do wyboru są trzy możliwości jeżeli chodzi o pojemność a najmniejsza wynosi 20ml. Nie ryzykując upojenia i bólu głowy następnego dnia, można dobrze zapoznać się z całą gamą białych, czerwonych czy różowych produktów fermentacji.
A jak komu wino nie smakuje, to nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Znojmo ma swój browar i warzy całkiem zacne piwo. Znajduje się na historycznym terenie Zamku. Tutaj kontynuowana jest również wielowiekowa, podobnie jak wino, tradycja wytwarzania piwa. To raczej mały browar rzemieślniczy produkujący piwo w tradycyjnych kadziach. W ofercie są nie tylko tradycyjne lagery, ale także półciemne, mocne gatunki z górnej fermentacji. Do tego na prawdę warto spróbować tatara, którego podają w tej okolicy nieco inaczej niż znamy. Po pierwsze wcześniej jest już wymieszany i wstępnie przyprawiony, a do tego szorstkie grzanki z chleba i czosnek do pocierania… Piwo i ten zestaw – niebo w gębie, ogień na talerzu i szaleństwo ze szczęścia.
Koniecznie muszę też wspomnieć o pierwszym noclegu, który zarezerwowaliśmy jeszcze przed wyjazdem. Apartament w starej kamienicy, w niedalekiej odległości od ścisłego centrum, gdzie tylko główne wejście nie zwiastowało niczego dobrego. Zaraz po przekroczeniu bramy ukazał się zadbany korytarz z mocno 'spontanicznym’ ogrodem z tyłu. Apartament, powiedzieć czysty, to jak nic nie powiedzieć. Niemal sterylny, bardzo ładnie urządzony z wszystkim co potrzebne. Natomiast system został rozbity śniadaniem, które otrzymaliśmy następnego dnia. Gospodyni, zapytała, na którą godzinę sobie życzymy, po czym nazajutrz rano z zegarmistrzowską punktualnością dyskretnie zapukała do drzwi. Dwie spore tace wjechały do pokoju i przyznam, że łatwiej było by wytoczyć się niż wyjść po takiej uczcie. Spaliśmy TUTAJ i bez wahania rekomendujemy to miejsce.
Tak więc zwiedzając i smakując lokalne atrakcje dobrnęliśmy do końca tego niezaplanowanego dnia. Licząc na to, że rano obudzi nas telefon z serwisu, że możemy jechać dalej…innej opcji nie zakładaliśmy…
A tak wyglądała trasa naszego przejazdu z Bielska do Znojmo