
Co musisz wiedzieć przed wylotem na Islandię — czyli przewodnik przetrwania dla początkujących 🧳🗻
Na Islandii jest porządek. Co prawda nieco dziwny i nieoczywisty, islandzki. Niby wszystko jest, ale czasem nie wiadomo gdzie. Lotnisko w Keflavíku wygląda jakbyś przyleciał na spotkanie z elfami: schludnie, cicho i bez reklam. Później jest już tylko bardziej… islandzko.
Tak, od momentu zaplanowania tego wyjazdu czułam, że to będą wakacje życia, ale kilku rzeczach lepiej wiedzieć wcześniej. Wyspa potrafi być równie surowa, co zjawiskowa. Jest piękna, ale potrafi też zaskoczyć. Zanim jednak zapakujesz się w kombinezon polarny i ruszysz na podbój wulkanów, oto kilka moim zdaniem istotnych kwestii, żeby przetrwać i nie zwariować. To kraina gejzerów, wulkanów, lodowców i… wiejącego wiatru, który potrafi ci podwinąć spodnie szybciej zdołasz o tym pomyśleć. W maju nosi się rękawiczki a w czerwcu bywają śnieżne burze.
🌦️ Islandzka pogoda czyli cztery pory roku w godzinę. I to w złym humorze
Pogoda na Islandii to nie klimat. To charakter. To osobowość borderline z ADHD i tendencją do dramatyzowania.
Wydawało mi sie, że sprawdzę prognozę pogody na ten czas i jestem przygotowana. W jednej kwestii miałam absolutną rację – wydawało mi się ! Prognozy pogody na Islandii są jak horoskop na Pudelku. Można się pośmiać, ale bynajmniej traktować poważnie.
Deszcz? Oczywiście.
Słońce? Jasne!
Wiatr, który chce Ci wyrwać drzwi z auta? W sekundzie.
Śnieg w czerwcu ? Czemu nie.
Czasem masz wrażenie, że pogoda rozpasana wolnością sama nie wie, co chce robić, więc robi wszystko naraz. W ciągu jednego dnia (a właściwie godziny) możesz spalić nos słońcem, zmoknąć do suchej nitki, albo przemarznąć tak, że nawet myśli zwalniają.
Islandczycy mają na to jedno słowo: „typical” – czyli tak po prostu jest. Pogoda się zmieni – poczekaj pięć minut. Ale potem jest następne pięć. I kolejne. A potem wróć do auta, bo właśnie grad zaczął padać… poziomo.
Co możesz zrobić?
Ubieraj się jak cebula – warstwowo, z godnością i gotowością na każdą aurę, nawet apokalipsę. I zawsze miej kaptur, bo parasol kończy karierę po trzech sekundach.
Kempingi, czyli nocleg w stylu „Islandzka prostota” ⛺️
Jeśli liczysz na luksusowe hotele przy każdym wodospadzie, lub z widokiem na lodowiec, to możesz szukać dość długo. Masz do wyboru kemping, albo…kemping. Większość turystów podróżuje camperami i to jest w większości jedyny dostępny i legalny nocleg. Ale to właśnie tam poznasz prawdziwego ducha wyspy. Pola namiotowe, biwakowe i tego typu miejsca są wszędzie: od Reykjaviku po dzikie zakątki.
Standard? Hmm, to raczej rustykalne miejsca, z podstawową infrastrukturą. Podobno to celowe i z premedytacją— Islandczycy celowo nie upiększają tych miejsc, by przypominać, że tu rządzi natura, a nie sieć hoteli. Wiec czasem masz wrażenie jakbyś wylądował w wersji „survival light”. Nie ma luksusu. Czasem nie ma nawet drzwi w lazience albo na polu mieszczącym dziesiątki camperów i drugie tyle namiotów jest jeden prysznic. Ale:
Zawsze jest przestrzeń.
Często jest kuchnia (czasem tylko z czajnikiem, ale liczy się gest). Nieważne, ze pod gołym niebem, jak wieje, trzymasz mocniej garnek w ręce.
Toalety bywają jak pogoda – nieprzewidywalne.
🏕️ Kempingowanie na Islandii, czyli jak nie wylądować w islandzkim sądzie (albo przynajmniej na Instagramie jako „ten turysta”)
Islandia – kraina pełna pięknych widoków, niezapomnianych wrażeń ale i … surowych przepisów dla biwakujących. Jeśli marzy Ci się nocleg w objęciach islandzkiej natury, przy dźwiękach bulgoczących gejzerów – super! Ale zanim rozbijesz namiot czy zaparkujesz kampera „tam, gdzie ładnie”, przeczytaj, żeby nie skończyć z mandatem większym niż średnia polska wypłata.
Kiedyś można było rozbić namiot wszędzie, nawet obok owcy i nikt nie miał nic przeciwko. Ale teraz? Islandia przeszła biwakową reformację.
Można
– na odludziu, z dala od dróg, domów i ogrodzeń, w interiorze
– tylko z namiotem, nie kamperem,
– jeśli dotarłeś tam pieszo lub rowerem i planujesz zostać maksymalnie 3 noce w jednym miejscu.
Nie można
– rozbijać się na terenach prywatnych (czyli prawie wszędzie),
– w parkach narodowych, rezerwatach i pastwiskach (owce Ci tego nie wybaczą),
– spać ani w samochodzie/kamperze „gdzie popadnie” – nawet jeśli to tylko „na chwilkę, bo zmęczenie”.
Jeśli planujesz więcej niż 7–10 noclegów, możesz kupić Camping Card. Kosztuje ok. 179 EUR, jest ważna 28 dni, obowiązuje na 35–40 kempingach. Minusem jest to, że jeżeli prąd, prysznic i inne „usługi”są płatne, to nie są zawarte w karcie, trzeba płacić osobno.
Drogi, znaki i 4×4 czyli jak nie zrobić z siebie „turysty na dziko” 🚗💨
Islandzkie drogi bywają kapryśne, serwują dość osobliwy folklor. Lepiej z pokorą podchodzić do znaków 4×4 only. Nie pakuj się tam, jeżeli masz zwykły samochód jedyne czego można być pewnym to że raczej prędzej niż później auto zawiśnie na misce olejowej nad jakąś turbo koleiną. Albo trzeba będzie robić szybki kurs przerabiania na amfibię. Drogi, przez które przepływa rzeka trafiają się częściej niż myślisz. Islandia nie jest miejscem na eksperymenty off-roadowe, zwłaszcza bez odpowiedniego sprzętu.
Islandzkie znaki są jak haiku – krótkie, ale treściwe. Niektóre wymagają więcej uwagi niż ostatni odcinek serialu.
Jeśli stoi znak z napisem „4×4 only”, nie testuj losu. Jeśli ostrzega o niespodziewanym wietrze z boku, to znaczy, że może Ci otworzyć drzwi z siłą Chucka Norrisa.
Słynne ronda islandzkie to takie, gdzie… nie ma świateł, ale wszyscy wiedzą, kto ma pierwszeństwo (choć czasem wygląda to jak taniec na lodzie). Są jak cebula – mają warstwy. I zasadę: pierwszeństwo ma pas wewnętrzny. Czyli odwrotnie niż w większości Europy. Działa? Tak. Działa dziwnie? Też tak.
Ruch jest raczej spokojny, ale uważaj na owce na drodze — tak, serio, one mają pierwszeństwo!
Sklepy, ceny czyli słono wszędzie 🛒🐟
Islandia jest piękna, ale… droższa niż ulubione sushi. Ceny w sklepach potrafią zwalić z nóg, zwłaszcza jeśli chodzi o świeże produkty. W sklepach są słone jak ryby w oceanie, bułka potrafi kosztować jak kawa na mieście a za paczkę chipsów możesz kupić działkę w Bieszczadach. Warto robić zakupy w Bonus i Kronan. To trochę odpowiedniki Biedronki, tylko w ceny bardziej jak z Beverly Hills.
Alkohol? Tylko W państwowych sklepach Vinbudin. I nie po 21:00. I nie w weekend. I nie wtedy, gdy go akurat potrzebujesz.
Całkiem sensowny jest prowiant z Polski w postaci dań liofilizowanych. To ratunek dla portfela i żołądka. Posiłki są całkiem smaczne, łatwe do przygotowania i oszczędzają miejsce w bagażu. Nie musisz być zaprawionym survivalowcem, żeby z nich korzystać. Są lekkie, łatwe do przygotowania i potrafią ocalić życie, kiedy głodny i przewiany do szpiku kości wracasz do samochodu. Potrzebny jest tylko dostęp do gorącej wody. Bo jeśli nie chcesz sprzedać nerki, albo zastawiać domu, lepiej mieć własny zapas.
Kilka praktycznych tipów na koniec 🌬️
Pogoda — pamiętaj, że Islandia to kraina kapryśnej aury. Zabierz ze sobą warstwowe ubrania, czapkę, rękawiczki ale i słoneczne okulary.
Internet — w większych miejscowościach dostęp jest w porządku, działa sprawnie i szybko. Ale na trasie, kempingach w poza gdzieś w górach jest jak Yeti. Podobno istnieje ale kto i kiedy go widział. Dlatego lepiej pamiętać o pobraniu map w trybie off line wcześniej.
Woda z kranu — jest tak czysta, że można ją pić bez obaw ale nie polecam picia ciepłej, trąci jajami.
Islandczycy są bardzo przyjaźni, otwarci i gościnni, ale lubią spokój i porządek a ponad wszystko szanują to co ich otacza. Islandia to kraj, który pokochasz, zwłaszcza jeżeli podejdziesz do niego wrażliwością, humorem ale i pokorą. Nie wybacza nonszalancji, ale rozważnych nagradza oszałamiającymi widokami, pustka i ciszą, która dźwięczy bardziej niż orkiestra Polskiego Radia.
Przygotuj się na historię w stylu „less is more”. Ta wyspa ma wiele do zaoferowania, ale tylko tym, którzy są gotowi na troche surowości i dużo piękna.
Islandia zostawia ślad znacznie głębszy niż pozostałości po erupcji w wulkanicznym pyle. Przez ten tydzień skradła mi serce i duszę swoją surowością, milczącą potęgą natury, zmiennością pogody i wrażeniu, że czas płynie tu zupełnie inaczej. Z jednej strony człowiek staje się mały, nic nieznaczący wobec ogromu zjawisk. Z drugiej, dziwnie spokojny i obecny, jakby ta wyspa wiedziała lepiej, czego mu potrzeba. Żegnałam ją z ciężkim sercem, ale też z pewnością, że to nie koniec. Wrócę tu. Może nie za chwilę, może nie w tym samym składzie, ale z pewnością wrócę – bo nie można tęsknić za długo za miejscem, które tak inspiruje, wycisza i porusza do głębi.
