
Filadelfia – miasto kontrastów, historii i marzeń
Kolejnym i ostatnim przystankiem w drodze na Florydę była Filadelfia. Miejsce gdzie można poczuć ducha przeszłości i jednocześnie doświadczyć pulsującego życia współczesnego miasta. To tutaj narodziła się amerykańska demokracja, a także legenda Rocky’ego Balboa.
Ogromną wartością dodaną był fakt, że od ponad ćwierć wieku mieszka tutaj mój dobry znajomy. Dzięki temu mieliśmy szansę poznać miasto od podszewki i dowiedzieć się nieco więcej, niż tylko to, co w przewodnikach dla turystów. Tym razem zamiast metra czy innej komunikacji i dziesiątek przedeptanych kilometrów niemal spadł nam z nieba Miłosz ze swoim SUV-em oraz bogactwem wiedzy, opowieści i anegdot w zanadrzu.
Filadelfia – kolebka amerykańskiej niepodległości i jej nowoczesne oblicze.
Położona w stanie Pensylwania, nad rzekami Delaware i Schuylkill, Filadelfia to miasto o ogromnym znaczeniu historycznym. Często nazywane „kolebką amerykańskiej demokracji”. W tutejszym Independence Hall w 1776 r. podpisano Deklarację Niepodległości, a w 1787 r uchwalono Konstytucję USA.
Założona w 1682 roku przez Williama Penna jako „Miasto Braterskiej Miłości”. Stąd nazwa ‚philos’ — miłość i ‚adelphos’ – brat, szybko stała się centrum handlu, polityki i kultury w kolonialnej Ameryce.
Przez krótki czas (1790–1800) pełniła nawet funkcję stolicy Stanów Zjednoczonych. Tutaj obradował pierwszy amerykański Kongres, a George Washington sprawował swój urząd.
Old City to najstarsza dzielnica Filadelfii. Brukowane zaułki, niskie ceglane kamienice i ciemne, stalowe latarnie zaskakują estetyką i tworzą niepowtarzalny klimat. Przenoszą w czasy, gdy miasto dopiero rodziło się na mapie świata.
Ale Filadelfia to nie tylko historia, pomniki i ulice pamiętające czasy tworzenia się tożsamości Stanów Zjednoczonych. Wystarczy kilka przecznic, by znaleźć się wśród szklanych drapaczy chmur Penn Center, gdzie ślady przeszłości łączą się z nowoczesnym, amerykańskim stylem życia.
Począwszy od kolonialnych uliczek i historycznych zabytków, przez street art, muzea, aż po nowoczesne wieżowce i mnóstwo knajpek, restauracji czy barów. Miasto zaskakuje różnorodnością i eklektyzmem.
Przestrzenie między strzelistymi bryłami wieżowców wypełnione są zielenią, skwerami i ukrytymi w cieniu parkowymi zakątkami, w których można na chwilę przysiąść i odpocząć od zgiełku.
W słoneczne popołudnie tego dnia miasto lśniło jak szklana mozaika. Wieżowce wokół Center City i Penn Center odbijały lazurowe niebo. A przeszklone fasady błyszczały jak ogromne lustra, w których przegląda się całe miasto.
Ulice pulsowały ruchem, ale nie był to przytłaczający zgiełk wielkich metropolii, raczej uporządkowany rytm codzienności. Powściągliwie ubrani urzędnicy spieszący do biur, rowerzyści przecinający miejskie alejki, studenci z kubkami kawy w ręku, przysiadający na ławkach.
Ciepłe promienie popołudniowego słońca rozświetlały ulice i sprawiały, że Filadelfia wydawała się przyjazna i bardziej europejska, niż mogłoby się wydawać.
Filadelfia jest nieco inna niż intelektualny Boston czy nowojorska metropolia. Tu łatwiej poczuć klimat „prawdziwej Ameryki” — bez turystycznej sztuczności, z luźną atmosferą i autentycznością. Przejawia się to między innymi w tym, że nie jest idealnie wypolerowana, wygładzona, nie wygląda jak z pocztówki.
Wieczorem, gdy na niebie zaczynają błyszczeć pierwsze światła, a szkło wieżowców odbija kolory zachodzącego słońca, Filadelfia pokazuje swoją nonszalancką, elegancką i zaskakująco nastrojową twarz. Powietrze pachnie wodą i nadchodzącą nocą, a most Benjamina Franklina, rozświetlony tysiącem świateł, wygląda jak zaplanowana dekoracja wieczornego krajobrazu. Miasto po zmroku wycisza się i nabiera klasy oraz tajemniczości.
Pod warstwą wzniosłej historii, muzeów i amerykańskich symboli kryją się miejsca, w których widać samotność, biedę i walkę o przetrwanie. Kilka przecznic od luksusowych apartamentów, nowoczesnych biurowców i modnych knajpek widać zaniedbane dzielnice, pustostany i ludzi bez dachu nad głową.
Problem bezdomności jest tu bardzo widoczny, zwłaszcza w okolicach Suburban Station, Kensington Avenue czy przy stacjach metra.
Zmaga się również z wysokim wskaźnikiem przestępczości, który jest jednym z najwyższych wśród amerykańskich miast. Szczególnie dotkliwy jest problem przemocy z użyciem broni palnej, co często pojawia się w lokalnych wiadomościach.
Nie jest to może coś, co dotyka przeciętnego turysty podczas zwiedzania, ale świadomość tego unosi się w powietrzu. Dzięki temu, że mieliśmy lokalesa za przewodnika, dowiedzieliśmy się o tych aspektach i o dzielnicach, do których lepiej się nie zapuszczać. Jedną z nich jest Kensington, z oczywistego powodu pomijana w przewodnikach, przykład miejsca, gdzie widać skutki kryzysu opioidowego.
Co zwiedzić w Filadelfii:
- Independence Hall — miejsce podpisania Deklaracji Niepodległości i Konstytucji USA. Wpisane na listę UNESCO.
- Liberty Bell — symbol wolności Amerykanów, dzwon z charakterystycznym pęknięciem.
- Philadelphia Muzeum of Art — znane nie tylko ze sztuki, ale także z filmowych „schodów Rockiego”.
- Reading Terminal Market — lokalny targ z produktami, street foodem i dobrą kuchnią.
- Eastern State Penitentiary — dawne, legendarne więzienie, dziś muzeum z klimatem rodem z filmów.
- Elfreth’s Alley — najstarsza, nieprzerwanie zamieszkana ulica w USA, pełna uroku i kolonialnej zabudowy.
- Magic Gardens — artystyczna mozaika Zagara Isaiaha — kolorowy labirynt rzeźb, mozaik i ogrodów.
- Fairmount Park — jeden z największych parków miejskich w USA, świetne miejsce na relaks i piknik.
Śladami Rocky’ego Balboa
Będąc w Filadelfii, nie da się pominąć Rocky’ego Balboa. Fikcyjna postać, która dla wielu stała się symbolem marzeń, siły charakteru i wytrwałości.
Już sama historia powstania tego dzieła jest odzwierciedleniem tej opowieści. W 1975 roku młody, praktycznie nieznany aktor Sylvester Stallone zobaczył walkę boksera Chucka Wepnera z Muhammadem Alim. Inspirowany wytrwałością i determinacją Wepnera, aktor w zaledwie trzy dni napisał scenariusz o biednym, nikomu nieznanym bokserze z Filadelfii, który dostaje szansę stanąć do walki z mistrzem świata.
Jednak to był dopiero początek kłopotów. Ponieważ Stallone był wówczas mało popularny, bez grosza i nie miał nikogo, kto wsparłby ten projekt finansowo. Tym bardziej, że uparł się, by zagrać tytułową postać. Hollywood w końcu zdecydowało się kupić tę opowieść, ale domagało się obsadzenia bardziej znanego aktora w głównej roli.
Stallone konsekwentnie odmówił, twardo obstając zarówno przy obsadzie, jak i przy tym, by nie zmieniać wątków. W końcu wytwórnia United Artists zgodziła się na jego warunki, ale mocno ograniczyła budżet. Stallone otrzymał na realizację niecały milion dolarów.
Sceny kręcono w pośpiechu, na ulicach Filadelfii, często bez zezwoleń, z udziałem przypadkowych przechodniów. Nawet słynny treningowy bieg Rocky’ego po schodach pod muzeum został sfilmowany w kilka minut, bez dubla. Jak się okazało, właśnie te kilka minut stało się symbolem walki z własnymi słabościami i nadziei na lepsze jutro.
Ten kultowy fragment, w którym główny bohater kończy swój trening, wbiega na szczyt schodów, rozkłada ramiona i patrzy na panoramę Filadelfii, jest dzisiaj jednym z bardziej rozpoznawalnych momentów w historii kina.
Prosty gest stał się odzwierciedleniem pokonywania własnych ograniczeń, wiary w siebie i inspiracją do sięgania po marzenia.
Film nie tylko zdobył trzy Oscary, w tym za najlepszy film, ale też zmienił wizerunek samej Filadelfii. Dzięki tej produkcji świat zobaczył, jak wygląda prawdziwe, robotnicze, skromne amerykańskie miasto, w którym realizowanie własnych pragnień, zmaganie się z przeciwnościami i walka z przeszkodami wcale nie są takie odległe.
Tuż obok schodów, po prawej stronie, stoi pomnik Rocky’ego, który od lat przyciąga tłumy fanów. Tu nie chodzi tylko o zdjęcie z postacią, ale także o symboliczne spotkanie z własnymi marzeniami. Bo Filadelfia tą opowieścią pokazuje, że w życiu — niezależnie od miejsca, z którego zaczynasz — najważniejsza jest odwaga, by w ogóle wystartować.
Filadelfia to żywe miasto — takie, które ma w sobie kontrasty. Z jednej strony bijące od zabytków poczucie dumy i wolności, z drugiej — codzienność, w której nie każdy ma równe szanse, a ulica bywa bardziej bezlitosna niż ring, na którym walczył Rocky.
Obok pomników wolności i marzeń wciąż toczy się walka z bezdomnością, biedą i przemocą. Może właśnie dlatego jest taka prawdziwa. Nie udaje, że jest idealna. Jej urok kryje się właśnie w tej szczerości i nieoszlifowanej, szorstkiej atmosferze.
Nie jest wybujała jak Nowy Jork ani tak ułożona jak Boston. Jest autentyczna — ukazuje zarówno amerykański sen, jak i surową rzeczywistość.
